sobota, 31 grudnia 2011

2012

 Za Kokain piękne życzenia noworoczne.
Mam nadzieje. Mam nadzieje że 2012 będzie rokiem wielkich zmian i praca tysięcy ludzi nie pójdzie na marne. Mam nadzieje, że upadnie kapitalizm, umrze demokracja, banki legną w gruzach a konta bankowe znikną. Mam nadzieje że wyschną rafinerie naftowe, wygasną stosy atomowe a czapy polarne nie będą miały powodu topnieć. Mam nadzieje że umrze chamstwo, ignorancja, fanatyzm, głupota a ludzie na ich prochach posadzą Nowy Świat.

Przyłączcie się Kochani do tych życzeń- bo lepszych nie łatwo sobie wyobrazić.
 Pozdrawiam ostatni raz , ze słonecznej i ciepłej Wyspy
 Michał

piątek, 30 grudnia 2011

Przedstawienie Bożonarodzeniowe u Juli w przedszkolu.

Jakiś czas temu Jula wystąpiła w przedstawieniu Bożonarodzeniowym w swoim przedszkolu. Parę zdjęć z tego występu.



 Pozdrowienia ze słonecznej i ciepłej Wyspy
 Michał

środa, 9 listopada 2011

O tym jak Tato z córką wybrali się na "Dziwki"

 Jakiś tydzień temu Ja z Julą wybraliśmy się na grzybobranie, niestety grzybów nie było. Nie wiem czy już za późno, czy za sucho, w każdym bądź razie wróciliśmy z pustymi łapkami do domu.Po powrocie Mama spytała Julki gdzie była a Jula odpowiedziała:
-  na dziwkach mamusiu.
- z Tatusiem na dziwkach?
- tak na dziwkach potwierdziła jeszcze raz Jula.
 słownik:
dziwki - grzybki
szmurki - chmurki
tefelon - telefon
 Pozdrowienia z zachmurzonej Wyspy
 Michał

Rysunki Julki jeszcze dwa

Jest , nareszcie mistrzyni narysowała autoportret. Oto on
 Jula ma dużo włosów i opadają Jej na uszy co pokazała na rysunku
a tutaj jabłonka z czerwonymi jabłkami
 Pozdrowienia z zachmurzonej Wyspy
 Michał

sobota, 5 listopada 2011

Rysunki Julki

 Żeby nie było tak bez zdjęć to wrzucam 3 rysunki, które Jula narysowała dzisiaj czyli mając 3 lata 6 miesięcy i 15 dni. Jula narysowała całą rodzinę, oczywiście pomijając jak przystało na gwiazdę siebie.
 tutaj tato z oryginalnym podpisem autorki
 tutaj siostra też z podpisem
i na końcu mama, też z podpisem Julki
Pozdrowienia z zachmurzonej Wyspy
 Michał

sobota, 29 października 2011

Zdrowotnych problemów ciąg dalszy 2

 Siedzę w tej wannie i popędzam zegar. 20 minut dopiero a ja już mam poparzony cały bok od tego wrzątku, nie wiem co bardziej boli ten kamyczek, czy ten wrzątek. 40 minut no nie wiem czy wytrzymam, pomyślałem że jak nie przyjadą za 10 minut to dzwonię, powiem że życiu mojemu zagraża.... Boże a oni zaczną wypytywać i znowu godzina. Nie wytrzymam!!! 50 minut jest mój ratunek, są będzie dobrze przestanie boleć. Pan ratownik medyczny przyniósł ze sobą gaz, kazał wciągać przez rurkę. Taki sam gaz dostała kasia jak rodziła Julkę i też nic nie pomagał tak jak mój teraz. Ale co, kazał wciągac, że pomoże to wciągam . Pan ratownik medyczny próbuje zadawać pytania, ale widzi że chyba mnie za bardzo boli podjął decyzję : zabieramy się do szpitala. Ok zszedłem do karetki, myślę sobie dobrze do szpitala 10 min i nareszcie ulży. Chryste mówi że do Cambridge to jakie 25 minut. Najlepsza pozycja do złagodzenia tego bólu to takie coś w rodzaju na czworaka, więc się ładuje na brzuch i próbuję zrobic takiego "pieska". Niestety tak nie można podróżować karetką, odrócili mnie na plecy i na wszelki wypadek przypieli pasami. No i jazda do Cambridge, pan ratownik próbuje wypytywać ale powiedziałem że nic nie powiem jak mi nie da czegoś na ból. Wreszcie po chwili wstrzykuje mi dawkę morfiny, jak w przeszłości wstrzykiwali mi dolargan to ból natychmiast ustawał i pojawiały się takie fajne, rózne rzeczy dla których warto żyć. Teraz po tej morfinie żadnej ulgi, żadnej reakcji. Okazało się że dostałem tylko pół dawki, pan popatrzył na mnie i dołożył drugi kawałek. Dalej nic, boli jak cholera żadnej ulgi, jak zacząlem niebezpiecznie wypychać okno nogami w karetce, włączyli syrene i dostałem następną dawkę. jakos dojechaliśmy do szpitala Addenbrooke's w Cambridge, może tutaj mi pomogą. Przenieśli mnie na łóżko i zawieźli na dużą salę gdzie było jakieś 20 może 30 takich "stanowisk" na łóżka. Po rozmowie lekko przestrazonego, czy zdziwionego ratownika medycznego z panią doktor o tym że tyle dostałem i dalej boli, mogłem przypuszczać że dostanę wreszcie coś co mi pomoże pozbyć się bólu, który już był ze mną ze 6 a może 8 godzin.Rozebrali, przebrali w koszulkę szpitalną podłączyli do kroplówki i jeszcze trochę poczekałem zanim dostałem chyba dolargan, pani doktor jeszcze zadała pytania o nazwisko, datę urodzenia, miejsce zamieszkania, od kiedy boli, czy jestem uczulony na jakieś leki, nawet gdybym był to przy takim bólu chyba bym sie nie przyznał. Wreszcie dostałem . Teraz juz mogłem spokojniej poleżeć, tyle że coś mnie suszyło i co rusz prosiłem o wodę. Tak leżałem i co pół godziny ktoś mierzył mi ciśnienie a w penym momencie pojechałem na prześwietlanie. Po 5 godzinach przewieźli mnie na jakiś oddział, do pięknej sali czteroosobowej z tym że jedno łóżko było jakby w osobnym pokoju. Intymność w takiej sali zapewniają takie ruchome kotary, których niestety nie ma w polskich szpitalach, a przecież nie jest to taka kosztowna sprawa. Pielęgniarka przyniosła mi dzbanek wody z lodem. Zapytałem ile tutaj będę, ale nie wiedziała. Dochodziła jedenasta w nocy kiedy przyszła pani doktor i powiedziała, że ten kamyczek co tak rozrabiał to już jest bardzo nisko i że powinien juz bez większych problemów wylecieć, ale mam jeszcze dwa w drugiej nerce. Za pół godziny przyszła ponownie i powiedziała żebym się szykował bo wychodze do domu.
CDN
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

sobota, 15 października 2011

Zdrowotnych problemów ciąg dalszy

 Tym razem to były moje problemy ze zdrowiem. W piątek około 10 rano zaczęła pobolewać mnie nerka. Chciałem to zbagatelizować, bo 25-cio lecie doświadczeń mówiło mi, że kamyczki w nereczkach się rodzą, potem znajdują swoją drogę na zewnątrz, żeby w końcu wyjść na światło dzienne. Tak więc myślałem że będzie to kolejne przesuwanie kamyczków do wyjścia. Miałem umówioną wizytę do urologa za jakieś 3 tygodnie to nawet dobrze że teraz się powoli rozpychają. Niestety po zażyciu  maksymalnej dawki przeciw bóli, kamyczki nie zwalniały, za to ja coraz bardziej rozpaczliwie szukałem wyjścia.około 12 nastąpiła faza "chodzenia po ścianach" czyli ból nadający się na dawkę silnego narkotyku. Że nie posiadam żadnego w domu zadzwoniłem pod 999, gdzie uprzejma pani zapytała co potrzebuję: policję, straż pożarną, czy karetkę pogotowia. Przez chwilę pomyślałem że wszystkie te trzy służby by się przydały, ale nie zaszalałem i poprosiłem tylko o karetkę pogotowia. Następna pani bardzo spokojnie i uprzejmie zadając niezliczoną ilość pytań doprowadzała moją wytrzymałość na ból do punktu krytycznego. Pytała jak mam na imię, nazwisko, ile mam lat, gdzie mieszkam, od kiedy mnie boli, czy tylko w jednym miejscu, czy w wielu, czy ból jest stały, czy narastający, czy jestem uczulony na jakieś leki, czy mam alergię, czy spuchł mi brzuch, czy nogi są spuchnięte, czy brałem już jakieś leki, czy , czy, czy...... przerwałem pani mówiąc że takie rzeczy to ja mam od 25-ciu lat i wiem że teraz uratować mnie może tylko lekarz z dolarganem. Pani nie zwracała uwagi na moje coraz to większe skomlenia z bólu i dalej spokojnie zadawała swoje pytania. Po jakiś 30 minutach przerwałem pani i  stanowczo zażądałem karetki pogotowia, pani odmówiła i pytała dalej. W końcu wysyczałem że angielski nie jest moim pierwszym językiem i że proszę o nie zadawanie więcej pytań. Pani niestety była bardzo uparta i zaproponowała mi że połączy się z tłumaczem i dokończymy rozmowę. Ja baranek zgodziłem się nie przeczuwając podstępu. W słuchawce pojawił się trzeci głos i zabawa rozpoczęła się od nowa. Te same pytania na które już wcześniej odpowiedziałem, musiała pewnie wypełnić nowy formularz tak więc po następnych 35 minutach i ustaleniu mojego pozwolenia ustnego na skontaktowanie się kogoś z pogotowia z moim (GP) lekarzem prowadzącym otrzymałem że karetka przyjedzie nie później niż za godzinę, chyba że mojemu życiu zagrozi niebezpieczeństwo to mam niezwłocznie zadzwonić na pogotowie. Pięknie, pomyślałem tak czy siak czeka mnie godzina, bo gdybym teraz zadzwonił drugi raz na pogotowie i powiedział, że mojemu życiu zagraża niebezpieczeństwo to i tak seria pytań trwałaby prawie godzinę!!! Podziękowałem zatem i grzecznie odłożyłem słuchawkę, następnie udałem się do wanny z gorącą wodą aby przeżyć następną godzinę.
 CDN
 Pozdrowienia ze słonecznej acz nie gorącej Wyspy
 Michał

Wakacyjny pobyt w Polsce 2011

 Miało być pięknie, przyjemnie i bardzo fajnie, a było różnie.
 Dzisiaj lekko odkurzone, ale fajne fotki z pobytu w pewnym pięknym i bardzo ciekawym miejscu niedaleko Opola.
Zostaliśmy zaproszeni do rodzinki w Opolu, a że pogoda była piękna to Lusia moja kuzynka zaproponowała wycieczkę do Dinolandu. Tutaj macie link to sobie przeczytacie jak duży i co można zobaczyć.Nawiasem mówiąc, piszą o nim że jest największy w Europie, a będąc tam widzieliśmy że będzie jeszcze większy niż już jest
 najmłodsi podróżowali takim dinozaurem
 pierwsze napotkane dinozaury
 wszystkie "zwierzątka" miały opis
 dzieciaki, ale też my chłonęliśmy widoki z niemałą satysfakcją
 a "dinusie" im dalej tym większ
 Julka i jej kuzyn Szymek bardzo wygodnie się przemieszczali
 no te były największe, wprost gigantyczne
 tutaj tylko głowa
 a tutaj z oddali

kawałek miejsca gdzie można się było napić, czy posilić i popatrzyć na "dinusie"
 Generalnie wycieczka była bardzo udana, park naprawdę jest godny polecenia, moim zdaniem fantastycznie zaprojektowany, trasa idealnie wytyczona i piękne okazy. Można tam, w tym parku spędzić naprawdę wiele godzin i jeszcze czasu zabraknie. Gdzieś mi się pogubiły zdjęcia, myślałem że mam więcej, bo było tam jeszcze sporo innych atrakcji, ale to sobie poczytacie "wchodząc" na stronkę parku.
 Chciałem serdecznie podziękować Lusi i jej dzieciom Magdzie z mężem, że nas zabrali w takie piękne miejsce.
 Pozdrowienia ze słonecznej choć już nie gorącej Wyspy
 Michał

niedziela, 9 października 2011

Szczepienie i zapalenie ucha

O dawno nic nie napisałem! Jak napiszę że się poprawię to albo obrażę ta garstkę czytelników, albo będzie to jakaś ściema, kit!!!
 Ale do rzeczy.
 Jula jakiś miesiąc temu poszła ze mną na szczepienie. I prawie spadłem z krzesła jak zobaczyłem jaka to dzielna dziewczynka. Szczepionki dostała w dwie rączaki, a na dodatek w tą druga to jakaś potrójna była. Jula patrzyła jak pani jej wkłuwa igłę i ani nie skrzywiła się!!! Przy drugim zastrzyku trochę była zdziwiona, że pani tak długo wstrzykuje i że troche boli. Na koniec pani ją pochwaliła, w miejsce nakłucia przykleiła duże plastry w kształcie ośmiornicy i poszliśmy do domu. Problem pojawił się kiedy należało ściągnąć te plastry. Julka za żadne skarby nie chciała usiąść spokojnie i nie pozwoliła na oderwanie ich. Nie pomagały groźby, ani prośby a na dodatek plastry trzymały się bardzo mocno!Nawet nie dała namoczyć tych ośmiornic żeby poszło łatwiej. W takich sytuacjach zostaje tylko internet! Tak właśnie internet, trzeba tylko jakieś dobre hasło i trochę cierpliwości, a rozwiązanie podane na "tacy". "Nauci" wymyślili, ja nie wpadłem na ten pomysł, że trzeba trochę oliwką oliwić te ośmiorniczki i "odpłyna". I rzeczywiście odpłynęły. Niesamowite jest to, że Julka bardziej się bała i panikowała przy odklejaniu tych plastrów, niż przy samych zastrzykach.
  Tydzień temu Jula zachorowała na zapalenie ucha. Zaczęło się w sobote wieczorem wysoka gorączka, ale jeszcze bez bólu ucha. Najgorsze że nasza córka ma jakąś awersję do leków podawanych w płynie, obojętnie czy są słodkie, czy gorzkie, żadnych leków w płynie. Dopiero jak zasnęła to "na śpiocha" dostała porcję przeciwgorączkową. W niedzielę doszedł ból ucha i mieliśmy już komplet. Nieprzespana niedzielna noc i w poniedziałek do doktora. Wizyta bardzo fajna Jula dała zajrzeć do ucha, pani doktor zapisała antybiotyk. Nie wiem cóż takiego narozrabiały antybiotyki w UK, ale są przepisywane bardzo, bardzo rzadko! Ale najgorsze przyszło dopiero w poniedziałek, kiedy trzebabyło podać antybiotyk. Za żadne skarby Jula nie chciała połknąć tego niedobrego, białego płynu. Nie pomogły prośby, ni groźby, nie pomogło zapodanie łyżeczką ani strzykawką do buzi. Ale jak trwoga to do internetu. Jedna kostka czekoladki z adwentowego kalendarza i dwie dozy strzykawka antybiotyku do buzi. Uff pomogło o 12 w południe i o 12 w nocy, siedem dni i siedem nocek i Jula prawie zdrowa.
 Pozdrowienia ze słonecznej i gorącej Wyspy
 Michał

niedziela, 24 lipca 2011

Wakacje

Jula i Agata mają od piątku wakacje, które będą trwać do 5 września. Możnaby powiedzieć że to krótka przerwa wakacyjna, ale dzieciaki mają dużo wolnego w trakcie roku szkolnego.
 Tuż przed wakacjami, Julka pojechała do Zoo z przedszkola. Mam wrażenie że w UK to w co drugiej wiosce jest  Zoo!!! W każdym Zoo jest tygrys, zapewne przywieziony z Indii. W tych małych oczywiście nie ma słoni, żyraf, czy niedźwiedzi, ale zawsze jest tygrys!!! Oczywiście jest dużo miejsca dla dzieci, czyli place zabaw na powietrzu i w środku, jakieś zwierzątka do głaskania i restauracje.
 zaczęło się od dotykania i głaskania różnych zwierzątek, niestety zwierzątka i dzieci były bardzo szybkie i nie wszystkie zdjęcia wyszły
 potem była taka zagroda z królikami
 które czasami dały się pogłaskać
 a czasami uciekały do swoich norek
 tutaj spotkanie z tygrysem
 plac zabaw pod dachem przy restauracji
 i jeden z licznych placów zabaw na powietrzu
 kółko i krzyżyk
 pony, pony, pony
 Myślę że dla dorosłych atrakcją tego Zoo były nietoperze, które mieszkały w dosyć dużym pomieszczeniu do którego można było wejść i te "batmanki" latały pośród zwiedzających.
 kiedy robiłem zdjęcia właśnie były w porze obiadowej
 jadły jakieś melony
 i pomarańcze
 Pozdrowienia ze słonecznej acz chłodnej Wyspy
 Michał

wtorek, 21 czerwca 2011

Jak Julia strażakiem została

 Dzisiaj przedszkole Julii organizowało wyjście do straży pożarnej. Julka bardzo się ucieszyła że nareszcie tato zostanie z nią w przedszkolu. Normalnie Julia przychodzi na tak zwaną popołudniową zmianę, czyli na 12:30, tym razem przyśliśmy na 9:15. Dzieci z rannej zmiany też przyszły na 9:15, tak więc razem było jakieś trzydzieścioro dzieci. Panie przedszkolanki sprawdziły obecność i przystąpiły do bardzo ważnej "operacji" "odsikiwanie maluchów" a że toalet jest trzy, to trochę potrwało zanim "załatwiły" wszystkie dzieci. Potem powiązały maluchy w "pęczki" i w drogę!!! Wyszliśmy z przedszkola trochę przed dziesiątą. Droga nie była długa dzięki skrótom, które znały panie przedszkolanki, zresztą strażacy mają swoją remizę niedaleko przedszkola.
 Zaczęliśmy od zapoznania się z wozem strażackim i "sikawką"
 polewanie "sikawką"
 jak to działa
 tyle ma różnych potrzebnych rzeczy wóz strażacki
 i takie wygodne fotele dla strażaków
 taki prawie nowy wóz (KP10 to rocznik samochodu 2010)
 trochę duży!!!
 tutaj pani przedszkolanka w stroju bojowym
 i już po akcji
 i jeszcze Julka przymierza chełm bojowy
Wróciliśmy do przedszkola o 11, zaraz do domu na lekki posiłek i Julia znów do przedszkola na 12:30, to był długi dzień dla takiej małej osóbki.
  Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

wtorek, 7 czerwca 2011

Fotki z Paryża cz.8

 Pomnik Adama Mickiewicza, który znajduje się niedaleko Luwru a dokładnie przy placu Alma



makieta pomnika była już gotowa w 1909 roku. Niestety wojna opóźniła powstanie samego pomnika.
autorem tego dzieła jest francuski artysta Antoine Bourdelle (1861-1929) Pomnik odlano w 1928 roku, ale ustawiono w 1929 krótko przed śmiercią twórcy tego dzieła
Bourdelle powiedział o pomniku: „Chcę, żeby każdy Polak, gdy przyjdzie pod pomnik, wiedział, że jest w Paryżu u siebie, a także żeby Francuzi poznali lepiej duchowość tak bliskiej im Polski. Po to właśnie umieściłem cytaty z „Ksiąg pielgrzymstwa” na podstawie kolumny. […] Wyrzeźbiłem pomnik Mickiewicza w wirze zawieruchy dziejowej, w okresie krwawych zbrodni wojennych, kiedy wszystko wokół legło w gruzach, żywiąc w sercu zapał i moją ogromną wiarę w Polskę, w zwycięstwo”.
  Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

Fotki z Paryża cz.7

Taka migawka z Luwru, bo nie było czasu. Może następnym razem.
 wejście do Luwru
 chyba z każdego miejsca w Paryżu widac wieżę Eiffla
 każdy kto tu był musi sobie zrobić takie zdjęcie
są tu nawet takie specjalne "stołki" do robienia tych zdjęć co wyżej
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

wtorek, 31 maja 2011

Fotki z Paryża cz.6

Jeszcze raz o ogrodach Tuileries. Można tam zobaczyć rzeźby Louise Bourgeois, artystki która urodziła się w Paryżu, ale wychodząc za mąż za amerykańskiego artystę Roberta Goldwater'a w wieku 27 lat przeprowadziła się do Nowego Yorku . Możnaby powiedzieć że była amerykanką, zmarła w 2010r.










nie żeby mnie rzuciły na kolana, ale zaciekawiły, może to miejsce było dobrze dobrane.
  Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał