Dzisiaj wkleję wspomnienia jak to się zaczęło, żeby można było trochę przywyknąć do mnie.
Wsponienia są skopiowane z mojego starego bloga adres TUTAJ
Chyba jeszcze nie pisałem o tym. Otóż do Anglii przyjechałem w połowie marca 2005. A zaczęło się jeszcze we Wrocławiu gdzie na przełomie stycznia,lutego 2005, postanowiłem o wyjeździe. Od października 2004 w Coventry było już moich 2 znajomych, którzy podpisali kontrakt jeszcze w Polsce. Pracowali w tymże Coventry jako kierowcy autobusów miejskich, za zawrotną wtedy stawkę 6L/godz. Znając ich dobrze wiedziałem, że wyjechali bez podstawowej nawet znajomości j.angielskiego. I tu widziałem swoją szansę! Posługiwałem się co prawda j.niemieckim, ale angielski ni w ząb. Poszedłem na spotkanie z przedstawicielami firmy Travel West Midlands, gdzie dowiedziałem się że będzie egzamin z j.angielskiego (ustny) i jazdy autobusem po mieście. Nie wiadomo czego bardziej się bać? Prawo jazdy na autobus mam, ale nigdy nie pracowałem jako kierowca, tylko egzamin, więc doświadczenia zero. Podobnie z j.angielskim, może umiałem powiedzieć dzień dobry, do widzenia, jakieś cyfry, ale nic więcej. Dostałem namiary do pani, która prowadziła kursy j.angielskiego i równocześnie była tłumaczką tych przedstawicieli z TWM.
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
Michał
poniedziałek, 17 sierpnia 2009
sobota, 15 sierpnia 2009
Rasizm
Tak się zastanawiam, bo inaczej o tym myślałem w Polsce a inaczej myślę tutaj, będąc na Wyspie.
Będąc w Polsce i pracujac w różnych branżach miałem dosyć duży kontakt z przedstawicielami różnych ras, od czarnej poprzez żółtą do czerwonej. Byli to najczęściej dobrze wykształceni lub kształcący się ludzie. Pamiętam miałem przyjemność poznać przewodniczącego, niepamiętam jakiego związku, ciemnoskórych na Akademii Medycznej we Wrocławiu. I był to naprawdę fajny gość, który potrafił obrócić w żart nie jeden przejaw rasizmu!!! Był już doktorem i robił specjalizację. Wyobraźcie sobie, że zgodził się grać na bębnie afrykańskim podczas gali kixboksingu, w czasie przerw między rundami!!!
Organizując imprezy z udziałem różnych ras, mogłem dostrzec, że często dochodziło do przejawów rasizmu i zawsze mnie to bulwersowało, że tak Polacy się odnoszą do ludzi o innym kolorze skóry. Powody były zawsze te same: inny kolor skóry. Choć muszę przyznać, że rasistami byli najczęściej ludzie z miernym wykształceniem.
Teraz będąc na Wyspie niekiedy sam łapie się na tym, że psioczę na "czarnych" czy na "żółtych".
Na przykład kiedy jadę w Londynie i ktoś mi zajeżdża drogę i nie jest to taksówkarz od razu myślę "czarny" i 90% mam rację. Mój kolega mówi, że "czarnym" to tylko brzytwę do ręki a nie kierownicę! Jak na przystanek podjeżdża autobus to "żółci" zawsze się rozpychają, żeby pierwsi wsiąść pomijając kolejkę.
Tak na prawdę to jeżdżąc w Londynie, po tych wąskich uliczkach, przejeżdżam przez dzielnicę zdominowaną przez rasę "czarnych" to i trudno się dziwić, że drogę zajeżdżają mi właśnie oni, ale tak jakoś narzekam na czrnoskórych.
Nie wiem trochę się pogubiłem. Jak miałem większą styczność z innymi rasami to nie byłem rasistą, a teraz kiedy ta styczność jest mniejsza ( w sensie mniejsza bezpośrednio), to czasami łapie się na lekkich objawach rasizmu.
U góry taki mały przykład.
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
Michał
niedziela, 9 sierpnia 2009
Ćwiczenia
Jak na razie wprawiam się z pisaniem, układem i dodawaniem różności na blog.
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
Michał
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
Michał
Porównania
Jestem na Wyspie przeszło 4 lata i przez cały ten czas tylko porównuje. Co prawda w różnym czasie są różne porównania, niemniej jednak ciągle porównuje!!!
Porównania zaczęły się jak tylko wylądowaliśmy "na lewej stronie", porównywaliśmy czystość na ulicy i życzliwość autochtonów. Jednym z pierwszych porównań było porównywanie cen w sklepach po przeliczeniu na złotówki. Potem doszły opłaty za dom, ciągle jeszcze przeliczane na złotówki. Następnie zarobki i ceny samochodów. Z biegiem czasu porównywanie cen i zarobków dla mnie, który postanowił nie wracać do Polski, przestały być zajmujące. Zwłaszcza że funt tak zdołował. Nastąpiła jakby druga faza porównań. Zacząłem porównywać warunki pracy, relacje szef-pracownik, korzystanie ze służby zdrowia, pierwszy ja rodziłem, co prawda tylko kamyczka ale lekko nie było, teraz Kasia urodzi Julkę. Porównywanie pracy urzędników, załatwiamy wszystkie sprawy z wyjątkiem NIN, nie wychodząc z domu, listownie albo telefonicznie, bądź przez internet. Wreszcie porównywanie pracy policji, dostałem pierwszy mandat. I na koniec chyba najmniej przyjemne porównywanie zachowań rodaków. Ciągle też porównuje Anglików do wcześniej poznanych mi nacji: Włochów, Niemców, Czechów, Gruzinów, Rosjan i Katalończyków.
Większość porównań wychodzi na korzyść Anglii. Niemniej jednak są gdzie nie gdzie takie zadry, takie rzeczy do których nie wiem czy się przyzwyczaję. Może dlatego myślę o emigracji na Antypody?
Moje porównywanie zmienia się z każdym rokiem, widzę więcej, rozumiem więcej. Jakby zaczynam pasować do tych puzzli.
Myślę że najważniejsze to określić plan działania, co chcemy osiągnąć, czy zostajemy, czy wracamy? Jak wracamy to za jaki czas. Wbrew pozorom określenie czy za rok, czy za 5 lat jest bardzo ważne i pomaga mniej boleśnie przeżyć emigrację. Myślę że czytanie blogów też daje pewne poparcie duchowe, są blogi pesymistyczne i optymistyczne, ale nasze osobiste obserwacje pozwolą weryfikować, wyciągnąć te prawdziwe wnioski, które pomogą iść do przodu.
Ale smutno, a wcale nie mam takiego nastroju. Nie wiem skąd taki temat?! Może to wreszcie to spowolnienie, bo w końcu wracam do normalnych godzin w pracy, teraz szefowa dorwała dwóch innych którzy robią za pięciu. Myślę że za miesiąc ktoś w końcu się przyjmie do nas i będzie luźniej!
Pozdrowienia z pochmurnej Wyspy
Michał
Porównania zaczęły się jak tylko wylądowaliśmy "na lewej stronie", porównywaliśmy czystość na ulicy i życzliwość autochtonów. Jednym z pierwszych porównań było porównywanie cen w sklepach po przeliczeniu na złotówki. Potem doszły opłaty za dom, ciągle jeszcze przeliczane na złotówki. Następnie zarobki i ceny samochodów. Z biegiem czasu porównywanie cen i zarobków dla mnie, który postanowił nie wracać do Polski, przestały być zajmujące. Zwłaszcza że funt tak zdołował. Nastąpiła jakby druga faza porównań. Zacząłem porównywać warunki pracy, relacje szef-pracownik, korzystanie ze służby zdrowia, pierwszy ja rodziłem, co prawda tylko kamyczka ale lekko nie było, teraz Kasia urodzi Julkę. Porównywanie pracy urzędników, załatwiamy wszystkie sprawy z wyjątkiem NIN, nie wychodząc z domu, listownie albo telefonicznie, bądź przez internet. Wreszcie porównywanie pracy policji, dostałem pierwszy mandat. I na koniec chyba najmniej przyjemne porównywanie zachowań rodaków. Ciągle też porównuje Anglików do wcześniej poznanych mi nacji: Włochów, Niemców, Czechów, Gruzinów, Rosjan i Katalończyków.
Większość porównań wychodzi na korzyść Anglii. Niemniej jednak są gdzie nie gdzie takie zadry, takie rzeczy do których nie wiem czy się przyzwyczaję. Może dlatego myślę o emigracji na Antypody?
Moje porównywanie zmienia się z każdym rokiem, widzę więcej, rozumiem więcej. Jakby zaczynam pasować do tych puzzli.
Myślę że najważniejsze to określić plan działania, co chcemy osiągnąć, czy zostajemy, czy wracamy? Jak wracamy to za jaki czas. Wbrew pozorom określenie czy za rok, czy za 5 lat jest bardzo ważne i pomaga mniej boleśnie przeżyć emigrację. Myślę że czytanie blogów też daje pewne poparcie duchowe, są blogi pesymistyczne i optymistyczne, ale nasze osobiste obserwacje pozwolą weryfikować, wyciągnąć te prawdziwe wnioski, które pomogą iść do przodu.
Ale smutno, a wcale nie mam takiego nastroju. Nie wiem skąd taki temat?! Może to wreszcie to spowolnienie, bo w końcu wracam do normalnych godzin w pracy, teraz szefowa dorwała dwóch innych którzy robią za pięciu. Myślę że za miesiąc ktoś w końcu się przyjmie do nas i będzie luźniej!
Pozdrowienia z pochmurnej Wyspy
Michał
Subskrybuj:
Posty (Atom)