środa, 10 stycznia 2018

Rasizm

sobota, 15 sierpnia 2009

 Tak się zastanawiam, bo inaczej o tym myślałem w Polsce a inaczej myślę tutaj, będąc na Wyspie.
Będąc w Polsce i pracujac w różnych branżach miałem dosyć duży kontakt z przedstawicielami różnych ras, od czarnej poprzez żółtą do czerwonej. Byli to najczęściej dobrze wykształceni lub kształcący się ludzie. Pamiętam miałem przyjemność poznać przewodniczącego, niepamiętam jakiego związku, ciemnoskórych na Akademii Medycznej we Wrocławiu. I był to naprawdę fajny gość, który potrafił obrócić w żart nie jeden przejaw rasizmu!!! Był już doktorem i robił specjalizację. Wyobraźcie sobie, że zgodził się grać na bębnie afrykańskim podczas gali kixboksingu, w czasie przerw między rundami!!!
Organizując imprezy z udziałem różnych ras, mogłem dostrzec, że często dochodziło do przejawów rasizmu i zawsze mnie to bulwersowało, że tak Polacy się odnoszą do ludzi o innym kolorze skóry. Powody były zawsze te same: inny kolor skóry. Choć muszę przyznać, że rasistami byli najczęściej ludzie z miernym wykształceniem.
Teraz będąc na Wyspie niekiedy sam łapie się na tym, że psioczę na "czarnych" czy na "żółtych".
Na przykład kiedy jadę w Londynie i ktoś mi zajeżdża drogę i nie jest to taksówkarz od razu myślę "czarny" i 90% mam rację. Mój kolega mówi, że "czarnym" to tylko brzytwę do ręki a nie kierownicę! Jak na przystanek podjeżdża autobus to "żółci" zawsze się rozpychają, żeby pierwsi wsiąść pomijając kolejkę.
Tak na prawdę to jeżdżąc w Londynie, po tych wąskich uliczkach, przejeżdżam przez dzielnicę zdominowaną przez rasę "czarnych" to i trudno się dziwić, że drogę zajeżdżają mi właśnie oni, ale tak jakoś narzekam na czrnoskórych.
Nie wiem trochę się pogubiłem. Jak miałem większą styczność z innymi rasami to nie byłem rasistą, a teraz kiedy ta styczność jest mniejsza ( w sensie mniejsza bezpośrednio), to czasami łapie się na lekkich objawach rasizmu.
U góry taki mały przykład.
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
Michał

Najdłuższy stół świata


 Essen miasto w Północnej-Nadrenii Westfalii będzie w przyszłym roku miastem kultury Europejskiej (Kulturhauptstadt Europas).
 I Niemcy wymyślili, że w ten dzień 18 lipca 2010, zrobią, postawią, rozstawią najdłuższy stół świata. Będzie liczył jakieś 60 km i będzie się składał z 20tyś mniejszych stołów ustawionych na autostradzie nr.40.
 Ten pomysł wypatrzyła moja siostra Jolanta i już zarezerwowała „stolik” na lipiec.
 Może to jest jakiś pomysł żebyśmy my blogowicze spotkali się razem przy takim stole? W końcu tworzymy kulturę, a przecież to stół kultury.
  tak będzie to wyglądało
 
 W przyszłym miesiącu logo Miasta Kultury Europy zasadzone zostanie w Gelsenkirchen i będzie sobie spokojnie rosło do przyszłego roku. A składać się będzie z ponad 30tyś roślinek. Będzie miało 55m długości i prawie 27m szerokości.
 Mnie się ten pom bardzo podoba.
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy i do zobaczenia w Essen
 Michał

5 Komentarze

  1. Niestety tym odcinkiem autostrady nie beda mogli kierowcy pomykac i maja info o tym juz w tym roku!A tak na marginesie do brata, dzis nas wszystkich zameldowalam,a reszte opowiem w Holandii, jak sie tam za 6 dni spotkamy.Pozdrowienia,ciaooo Jola
  2. Slowko jeszcze do „moon”,przez Essen przechodzi pare autostrad, wiec mysle , ze nie powinno byc duzych problemow,pozdrowienia…..
    • Jolu, ja bazuję na rzeczywistości polskiej, gdzie jest jedna autostrada w danym rejonie, o ile w ogóle jest  Masz rację! W Niemczech pewnie nie będzie problemu z trasą alternatywną :)Pozdrawiam serdecznie 
  3. HI BRACISZKU; SPAKOWANI?ZYCZE SZEROKIEJ DROGI I DO ZOBACZENIA W SOBOTE NA NAJPIEKNIEJSZEJ PLAZY W EUROPIE;CIAOOO

Nowy adres bloga


 Na obecną chwilę to żadnej pomocy z Onet, żeby dodać gadżety o które pytam wszędzie. A na blogspot dodatki i prowadzenie bloga jest dziecinnie proste. Postanowiłem spróbować tutaj.
 To nie jest jeszcze przesądzone, ale ten nowy adres daje tyle możliwości!
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

 4 Komentarze

  1. Od zawsze nie lubię blogów onetowych, choćby za durny sposób przeglądania komentarzy. I w ogóle, bałagan jakiś na wszystkich onetowych blogach, które znam, a trochę ich jest. Poczytam Twój nowy blog chętnie  A mała rośnie, jak na drożdżach! Śliczna panieneczka 
  2. Witajtrafiłam do Ciebie ze stronki Michała (bardzo ciekawie pisze) postanowiłam poczytać co inni emigrujacą maja do powiedzenia i u Ciebie na dzień dobry wpadł mi tekst o Essen. Bywam tam kilka razy w roku i wiem o przyszłorocznych atrakcjach, jednak o rezerwacji miejsca przy stole świata nie słyszałam. Proszę daj mi jakieś namiary – jak się do rezerwacji zabrać—zrobiłabym niespodziankę mojemu przyjacielowi (Polakowi na emigracji)pozdrawiam i idę do następnych tekstówBaśka

Parę fotek


  Książki już przeczytane, teraz czas na gazety
  cóż takiego ciekawego jest w takiej gazecie, zwłaszcza jak się ją czyta odwrotnie?
  czasami trzeba zajrzeć pod podwozie!
  wizyta na treningu
 
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

Nowy licznik


Chciałbym wstawić licznik z Feedjit, ale jakoś nie mogę sobie poradzić! Czy ktoś umie to wstawić na Onet blog?!
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

Remont, remont i po…..


 Remont, remont i po remoncie, chciałoby się powiedzieć!!! 
Pamiętacie remont ruszył pod koniec maja i do dzisiaj nie został skończony! Ale w Anglii nic nie dzieje się szybko! Tak więc mieszkamy w lekkim bałaganie już prawie 3 miesiące i pewnie jeszcze ze dwa pomieszkamy.
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał


Linton i winnica


 Dzisiaj wybraliśmy się na chwilkę do ZOO w Linton. To bardzo małe zoo, w którym kiedyś zrobiliśmy wspaniałe zdjęcia młodym tygryskom. Niestety młode tygryski dorosły i teraz to duże „koty”.  Nie bardzo chcą rozrabiać, zwłaszcza że było ciepło i dosyć późno.
  tak wyglądają niektóre domy w Linton
  Zdjęcia z zoo się raczej nie udały, więc będą z winnicy.
  w takich piekielnych maszynach wyciska się „wino”
  winogrona jeszcze nie dojrzałe
  tak wygląda młode winogronowe pnącze
    albo tak
  malutkie winogronka zapraszają na wrzesień
  młode i stare
  tylko stare
  urodzaj na pobliskich polach
  to zdjęcie bardzo mi się podoba
  wyjazd z winnicy
  której pilnują takie lwy
  Mateusz reklamuje swój sprzęt, choć wszystkie zdjęcia na blogu są z mojego telefonu komórkowego
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał


Przystanek autobusowy


 Takie zdjęcie zrobiłem na jednym z przystanków autobusowych w Londynie.
 
 
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał


1 Komentarz 

 bigfun

Już wiem!!!To przecież Kasia z Julką!!!

Cromer


 Zrobiliśmy sobie małą wycieczkę do miasta Cromer, które jakoś kojarzyło mi się z miejscem urodzenia admirała Nelsona.
 Po powrocie zajrzałem do Wikipedii i okazało się że admirał urodził się jakieś 50km na zachód od Cromer w Burnham Thorpe. Ale w Cromer urodził sie sir James Dyson, wynalazca świetnego odkurzacza (dyson)
 Wyjeżdżając z Newmarket mieliśmy jakieś 20 stopni ciepła, ale lekko się chmurzyło i im dalej na północ, tym cięższe chmury.
    Mimo wszystko postanowiliśmy, że dojedziemy do Cromer tak jak zaplanowaliśmy, ale kto wybiera się nad morze na północ, zamiast na południe?!
 Kiedy dojechaliśmy na miejsce było zaledwie 14 stopni, ale odczuwalna temp. była chyba jakieś 5 stopni mniej!!! Julka to że przeżyła, zawdzieńcza swojej siostrze, która zadbała o odpowiedni „strój”. Agata widząc prawie siną Julkę wpadła na pomysł żeby założyć Julce podwójne spodnie i podwójną bluzę. brawo dla Agaty!
  Lekko wystraszona Julka
  Zakapturzona Julka
  Ratunku!!!! Tato!!!
  Jaki piękny widok!
  Tak wygląda plaża w Cromer
  I kawałek mola z budynkiem teatru
  Zmęczona, lekko zmarznięta Jula czeka na obiad, tradycyjnie nad morzem, rybka i frytki. Niestety jedzenie angielskie nie „umywa” się do polskiego!!!
 Wróciliśmy do domu, gdzie zastała nas w miarę ładna pogoda 20 stopni i nie duże zachmurzenie!!! Ale była jeszcze jedna niespodzianka „ŁAZANKI” Kasia „stanęła” na wysokości zadania i wyczarowała na kolację łazanki.
 Bo nie napisałem, że na wycieczkę wybraliśmy się w piątkę: Julka, Agata, Dziadek, Mateusz i Ja.
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał


Pianino


 Tydzień temu w Londynie przed starą „Giełdą Królewską” postawiono pianino z napisem ” Play me, I’m Yours”
 Pomysł fantastyczny, choć nie od razu został „zrozumiany”! Dopiero po paru dniach rzeczywiście można posłuchać jak Londyńczycy, ale nie tylko, bo i turyści używają instrumentu dowoli. A że pogoda dopisuje jak nigdy to „akcja” chwyciła na całego.
  Pozdrowienia ze słonecznej i upalnej Wyspy
 Michał

 3 Komentarze

  1. Chciałabym się mylić, ale w Polsce by to nie przeszło, rozkradliby to pianino, choćby po klawiszu  A jak nie dałoby się ukraść, to by zniszczyli. A szkoda. Fajny pomysł 

Dwóch przyjaciół z podwórka






        8 Komentarze       
       
  1. Jurek prosił, żeby wszyscy oglądający tę (tą) fotografię zwrócili uwagę na jego wspaniałą koszulkę. Kto napisze co jest na tej koszulce?!
  2. Na koszulce? Cała załoga czołgu RUDY i napis „Czterej pancerni i pies”!  No, i czołg, rzecz jasna  Super są takie fotki sprzed wieków 
  3. Chwilę musi potrwać, bo się nie spodziewałem że tak szybko ktoś zgadnie! Myślę że płytka z wybranym, lub dwoma odcinkami „4 pancernych” była by dobrą nagrodą?! Chyba że tradycyjnie wolisz darmowy przejazd na trasie Londyn-Cambridge-Londyn?! Pozdrawiam ze słonecznej Wyspy
  4. To ja jednak poproszę o ten autobus, tyle, że w terminie nieprzewidywalnym i pewnie bardzo, bardzo odległym  Dziękuję! 
                                                                     

Powrót z urlopu 6


 No chyba kończę!!!
 U cioci Joli jak wszędzie, mała drzemka a potem wyprawa na ogródek, bez którego ciotka nie może żyć. Pewnie ją tam pochowają, a nie na cmentarzu, nie żebym jej źle życzył, ale ten ogród to jej życie!!!
 No i tak jak było z Agatą, tak teraz z Julką na świeżym , nie miejskim powietrzu Jula wydobrzała. Zwłaszcza że pogoda dopisała.
  zajadała się słonymi paluszkami, które miały pomóc jej przegonić to chorubsko!
  tu z ciotką Jolą
  i jeszcze jedno, na świeżo skoszonej trawce
  jak widać jadła nie tylko paluszki (popatrzcie na buzię) i popijała czymś!!!
  Po tak udanym pobycie wróciliśmy do miasta (Essen), przespaliśmy noc i o świcie wyruszyliśmy dalej.
 Do Dunkierki dotarliśmy 1,5 godziny przed czasem i musieliśmy trochę poczekac na prom. Wszystkie dziewczęta oprócz Juli czuły się już dobrze, Jula lekko niedomagała. I nie wiemy czy to podróż rano, wcześniejsze zawsze były na noc, czy jeszcze jakieś pozostałości po tym co miała we Wrocławiu, dość że ze dwa razy wymiotowała, ale delikatnie.
  taki luz przed zaokrętowaniem
  z Agatą na promie
  i nasz prom
 Podsumowując, gdyby nie te zdrowotne problemy i w tle wieczne korki we Wrocławiu , to urlopik bardzo fajny. Julka poznała bardzo dużo nowych osób, nowych miejsc. Auto sprawiło się dobrze, no może za dużo spaliło, ale komfort jazdy był. Tylko może te ceny w Polsce trochę za wysokie. No i za mało czasu żeby wszystkich zobaczyć. Mam nadzieję, że tych których nie odwiedziliśmy się nie pogniewają, pewnie następnym razem się zobaczymy.
 Wielkie podziękowania Dziadkom za troskliwom opiekę. Ciotkom Dzidzi i Joli też. Miałem okazję spotkać się z Remkiem moim bratem. A także z Jurkiem z którym wychowywałem się na jednym podwórku. I kilkoma przyjaciólmi z byłej S.K.S „Burza” Wrocław. Pozdrawiam wszystkich.
  Pozdrowienia z zachmurzonej Wyspy
 Michał

 4 Komentarze

  1. Całe szczęście, że nic poważnego maluszkowi nie było i że już wszystko dobrze!  A ogród cioci Joli przepiękny! No, właśnie, jakoś tak ubodło mnie to słowo „ciotka”   Ja wiem, że oficjalnie, to każda ciocia jest CIOTKĄ, ale o ile przyjemniej brzmi „ciocia” niż „ciotka”!  Pozdrawiam z deszczowego West Midlands 

Powrót z urlopu 5.


 Ale nudzę! Postanowiłem jednak napisać do końca jak było.
 Do tej pory wszystko jakby zgodnie z planem, powolutku odwiedzaliśmy następnych do odwiedzania. Niestety, Agata zapoczątkowała problemy! Zaczęła mieć bóle brzucha i lekko wymiotowała. Do znajomych w Sułowie pojechaliśmy więc bez Agaty.
 Sułów, to takie miasteczko w którym co roku byliśmy na festynie sportowym z Wrocławskiego M.P.K. Wspaniałe czasy i dużo wspomnień, przede wszystkim dla Agaty, która od pierwszego roku życia przez cztery lata była na tych imprezach.
 Po powrocie z Sułowa, gdzie z Wrocławia jest około 40 min. drogi jak nie ma korków, tyle że korki są chyba zawsze i o każdej porze. Czyli podróż taka trwa od 1,5 do 2,5 godziny. Tak więc wieczorem Kasia zgłosiła „posiadanie” gorączki. Robiło się bardzo nie ciekawie, gdyż doszły jeszcze wieści (nie z Wyspy) z Miłoszyc od Cioci Ani i wójka Maćka, że kuzyni Mateusz i Olek też mają problemy z brzuchem. Normalnie kataklizm jakiś! Na drugi dzień, rano ujrzeliśmy Julkę w odmiennych kolorach.
 
takie czerwone plamy, tylko na buzi!
   
Postanowiliśmy pojechać na ostry dyżur. Trafiliśmy na ulicę Kamieńskiego do szpitala, który lada dzień będzie obchodził 25 lecie powstania. 24 lata temu leżałem ja w tym szpitalu. Pani doktor zadecydowała: Jula musi zostać w szpitalu na obserwacji i zrobieniu parę badań. Szpital jak już pisałem w miarę nowy sale na trzy łóżka ( 25 lat temu to była sensacja) Przed wyjazdem wyrobiliśmy takie specjalne karty medyczne na zjednoczoną Europę, więc pobyt był na koszt Brytyjskiego NHS-u. Kasia została z Julą a ja pojechałem do Agaty. Na szczęście u Agaty objawy choroby powoli zanikały, tak że jeden problem z głowy.
 Dwie fotki ze szpitala:
   
 Następnego dnia kiedy Jula wyglądała już dobrze (podano jej  kortyzon) a lekarze jeszcze nie wiedzieli dlaczego wcześniej tak wyglądała, postanowiliśmy wypisać ją ze szpitala i wracać do domu.
Jak Agata miała dwa latka to też miała taką przygodę. Zjadła coś niedobrego i miała biegunkę i wymiotowała, dostaliśmy skierowanie do szpitala, ale postanowiliśmy po konsultacji z doktorką wywieźć Agatę na „łono natury” właśnie do Sułowa. I przeszło jak ręką odjął.
 Żeby nie gnać 1500km bez postoju zatrzymaliśmy się po 8 godzinach u cioci Joli w Essen
 C.D.N
 Pozdrowienia z zachmurzonej Wyspy
 Michał


Powrót z urlopu 4.

 
  U dziadków było bardzo fajnie, dziadek zmontował huśtawkę
  z której Julcia chętnie korzystała
 Następnego dnia pojechaliśmy odwiedzić ulubiony park Agaty. Ten park znajdyje się, jak to mówią „na Brochowie”, jakieś 20 minut od dziadków (jak nie ma korków!!!)
  tutaj nie widać, ale to jest wspaniały labirynt, gdzie 10 lat temu Agata bawiła się z Tatą. Wtedy mogłem widzieć Agatę ponad krzewami, teraz już są za wysokie.
  w parku tym jest też fajny plac zabaw dla dzieci
   i Julka z niego korzystała
 Następnego dnia pojechaliśmy do Miłoszyc, jak nie ma korków to jakieś 45 min od dziadków, (korki tam chyba są zawsze!!!). Tam mieszkają ciocia Ania i wujek Maciek z dwoma chłopakami, o których pisałem wcześniej: Mateusz i Olek.
  wreszcie babcia ma zdjęcie ze wszystkimi wnukami!!!
  Olek chyba polubił swoją kuzynkę, pożyczył jej nawet swój smoczek
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

 1 Komentarz
 Jola

Niech wszystkie babcie zyja wiecznie, a wnuki ma babcia Tereska fanbtastyczne, pozdrawiam ciocia-babcia Jola z Essen.Ps. moze wstawicie jake foto z ogrodka?szkoda, ze ci nie zrobilam zdjecia z….kosiarka na przyklad!ale co sie odwlecze, to nie uciecze,paaaa

Powrót z urlopu 3.

 
 Prom odpływał w sobotę o 22, z domu do Dover mamy jakieś 2 godzinki z haczykiem, trzeba być na pół godziny przed wypłynięciem, wyruszyliśmy około 18 (biorąc porawkę na korki). Dojechaliśmy bez większych kłopotów około 21. Julka nie chciała spać, ale też zbytnio nie marudziła. Niestety prom przypłynął z pół godzinnym opóźnieniem, tak więc „zaokrętowaliśmy” się krótko po 22. Julka była już trochę zmęczona, ale ciekawość nie pozwalała się jej zdrzemnąć. Walczyła ze snem przez półtorej godziny i dopiero na pół godziny przed dopłynięciem zasnęła.
   i tak słodko spała pół godziny
  Potem mieliśmy jakieś pięć godzin do pierwszego celu. Jechaliśmy w nocy , więc Julka spała w swoim foteliku. Kroku dzielnie dotrzymywały jej Mama i Agata, ja niestety prowadziłem i musiałem być czujny. Przez prawie całą drogę było spokojnie i bez korków, niestety do zagłębia Rhury dojechaliśmy około szóstej rano i mimo niedzieli wpadliśmy w korek. Po jakiś 12 godzinach od wyjazdu z domu „zameldowaliśmy się” u cioci Dzidzi. Mała drzemka, dobry obiadek postawiły nas na nogi, tyle że upał był niesamowity, więc posiedzieliśmy w domu, raz tylko wychodząc na mały spacer.  trochę zmęczona potuptała raz w tą, raz w tamtą
     
 Krótki odpoczynek i około 22 jedziemy do babci Tereski i dziadka Tadka.
 Droga przez Niemcy, to droga przez mękę dla samochodu! W Anglii jeździmy po autostradach nie więcej jak 120km/h (można 113). We Francji, Belgii, Holandii to 130km/h, ale w Niemczech jak jadę 140 to wszyscy mnie wyprzedzają! To gnam 160 w porywach 180 a benzynę tylko słychać jak zasyssa!!!
 Gdyby ktoś nie wiedział po jakim kraju obecnie się porusza, to „autostrada” z Olszyny do Wrocławia od razu mu przypomni co to za kraj! W drugą stronę z Wrocławia do Olszyny to prawie Europa, ale do Wrocławia: dziura na dziurze!!!
 Dojechaliśmy na jakąś 6 rano. Trochę zmęczeni, zwałszcza Julka przywitaliśmy dziadków i znów krótka drzemka.
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

Powrót z urlopu 2.

 
  Szyba! W czwartek,na dwa dni przed wyjazdem pękła przednia szyba. Tak jak wcześniejpisałem, dealer nie uznał wadliwości szyby i trzeba było szybkonaprawić z AC ubezpieczenia. Szybę fachowiec wstawił w 35 min. i kazałjeszcze godzinę odczekać do całkowitego wyschnięcia kleju. I już możnabyło jeździć dalej. Sprawdziłem w Polsce taki przyjazd fachowca pod domkosztuje prawie tyle samo co w Anglii i czas wstawienia jest podobny.Parę zdjęć z naprawy: 


  tutaj szyba jeszcze w rękach fachowca

  tutaj „bida” bez szyby


  a tu już nowiutka szyba wstawiona, czeka na wyschnięcie kleju
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał


Powrót z urlopu 1


 Jesteśmy! Wróciliśmy jakieś 5 dni temu, ale od razu „zapędziłem” się do pracy, tak że dopiero dzisiaj mam chwilę.
 Od razu napiszę o Julce, dla tych co nie lubią czytać długich postów.
 Julka po spędzonej nocy w szpitalu, została wypisana na żądanie rodziców i zabrana do domu dziadków. Następnego dnia pojechała ze swoją siostrą i rodzicami do Niemiec, gdzie na nią czekała ciocia Jola. Po nie długiej drzemce pojechała z całą swoją rodziną na ogród cioci Joli i tam do wieczora, jakby nic bawiła się w najlepsze.
 Nie wiemy  skąd te plamy, ale po podaniu dożylnie Kortyzonu zniknęły.
Wygląda na to że już nie wrócą. Może Julka jest uczulona na „miejskie” powietrze?!
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał


Szpital


   
 Wszystko dobre co się dobrze kończy! Co prawda jeszcze się nie skończyło, ale już blisko. Julka dzisiejszą noc spędzi ze swoją mamą we Wrocławskim szpitalu.
 No sprzęt mam nie najlepszy,ale chciałem na gorąco, jak wojenny korespondent.
 Pozdrowienia z pochmurnego Wrocławia
Michał
 2 Komentarze

  1. Ale co się Julce stało??? Domyślam się, że nic poważnego, Bogu dzięki, ale czemu noc w szpitalu??? Napisz koniecznie, czy wszystko już OK, bo będę teraz myślała o maluszku.
  2. Co to za kroplowa?! To nie sa dobre wiesci… A Julka dzielna, cierpliwie znosi leczenie, jak widac na zdjeciu. Zyczymy, by szybko wyzdrowiala.

Pęknięta szyba


  No i bęc!!!
  W sobotę wyjazd, a tu przednia szyba w samochodzie pękła. Pojechałem do serwisu, bo auto jeszcze na gwarancji, ale tam powiedzieli mi, że to kamyczek a nie wadliwa szyba i muszę to „sam” naprawić. Całe szczęście w nieszczęściu, że mam autocasco. Wymiana szyby mnie kosztuje 75 funtów reszte zapłaci ubezpieczalnia.
 Czekam na „szklarzy”, bo tutaj „szklarze” przyjeżdżają pod dom i wymiana ponoć jest na ulicy! Wczoraj dzwoniłem i umówiłem się na dzisiaj między 13 a 18. Czekam, w UK nic nie dzieje się szybko!!!
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

 2 Komentarze

Nic za darmo


 Dziadostwo i jeszcze raz dziadostwo!
 ITVP, to było moje okienko na Polskę. Zawsze mogłem obejrzeć wiadomości, albo rewelacyjne kabarety, lub programy publicystyczne. Kiedyś na początku w ITVP oglądałem „Oficerów” wszystko za darmo!!! Ja nie mówię, że filmy, czy niech tam kabarety, powinny być za darmo, ale wiadomości, jakieś programy promujące Polskę. Teraz za wszystko TVP każe płacić, normalnie DZIADOSTWO.
 Zostawiam link, ale już nie polecam zaglądać, a swoja drogą to tylko Polska traci!! A ponoć jest to telewizja publiczna do której się dopłaca, żeby można było nadawać w niej programy mniej „popularne”
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał



Odwiedziny


 No więc zaczęło się od tego, że jakiś tam czas temu „odwiedził” nas grzyb, taki zwykły wilgociowy grzybek. Grzybek się tak rozgościł, że nie chciał się z nami rozstać za żadne skarby! Nawet straszenie chemią go nie wyprosiło. Właściciel domu w którym mieszkamy postanowił użyć najmocniejszej broni i wyrzucić grzyba. Na czas „wojny” z grzybem mieliśmy się wyprowadzić. Wojna miała trwać około 10 dni. Niestety jak wszystkim wiadomo, albo i nie, jesteśmy rodziną czteroosobową a takiej gromadce nie jest łatwo gdzieś przycupnąć na 10 dni. Ale właściciel domu wymyślił, że na ten czas przeprowadzi nas do innego domu, a po „wojnie” wrócimy z powrotem. My z kolei przekonaliśmy go, że jak zapłacimy tylko połowę czynszu to jakoś sobie poradzimy ( mam właśnie 12 dni urlopu, Agata 7 dni wolnego od szkoły). Postanowiliśmy odwiedzić dawno nie odwiedzane strony, czyli jedziemy do Polski. Julka wreszcie pozna trochę więcej rodziny, a przede wszystkim „chłopaków”. Dwóch swoich kuzynów Mateusza 11 lat i Olka lat prawie jeden:
  i Dawida lat jeden i trochę, z którym w sierpniu pojedzie na wakacje
 
  tak więc Julka ma szczęście, same chłopaki!!
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

 2 Komentarze

  1. miłego wypoczynku w PL w takim razie i please przywieźcie słońca duuuuuuuużo!!!

Motoryzacja-drugie podejście


 I tak Julka z małego powoli przesiada się na duży.
   i jeszcze jedno
   i ostatnie dzisiaj
 
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

 1 Komentarze
 Jola

Hi, wyglada jak mala maskotka,brakuje tylko usmiechu na pieknej buzi,pa i calusy od cioci Joli

Motoryzacja


 Święta, święta i po świętach, chciałoby się rzec, lecz u nas święta właśnie schodzą z afisza!
 Padł nam Agaty komputer i walczymy, to znaczy ja z Agatą o dostęp do drugiego. Wynik chyba jest oczywisty!
 Niemniej jednak coś pokażę.
   Pierwsze kroki motoryzacyjne Julki
   Na pewno z drugiej strony jest codziennie niska cena
   a tutaj na różowym rekinie
  i jeszcze raz na różowym quadzie

 A tu z innej beczki, czyli Julkowe ząbki
 
Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

 1 Komentarz
 Jola

Swietna kobietka!

Wesołych świąt


 
   Zdrowych, Smacznych i Pogodnych
 Życzy Michał z dziewczętami

 2 Komentarze
 kasia2_k@amorki.pl

Czemu na Anglię mówicie:”Wyspa”?
 Jola

Hallo Wyspiarze, a moze by tak juz zmienic stronke?Niedlugo Boze Narodzenie……………………..Do zobaczenia w Essen, calusy dla corek,paaa

Londyn 02/04/2009


 Trochę mniejsza demonstracja antyglobalistów następnego dnia, czyli drugiego kwietnia.
         
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał


Zębowa Wróżka sprowadziła pomoc!!!


 Jak już pisałem wcześniej Zębowa Wróżka mieszka z nami od 6 miesięcy. Zostawiła Julce 9 ząbków (ostatnio pojawiła się czwóreczka na dole) i na tym nie koniec. Julce wychodzą pozostałe czwórki. Ale Zębowa Wróżka zaczęła spraszać inne wróżki do naszego domu!!!
 Agata właśnie zaczyna „ząbkować”, wychodzą jej dwie ósemki.
 W domu zrobiło się trochę ciasno, gdzie nie spojrzeć tam Zębowe Wróżki.
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

 2 Komentarze

Godzina zero nadchodzi.


 Wczoraj w Londynie trwały intensywne prace związane z przybyciem antyglobalistów i różnej maści ekologów. Parę zdjęć:
  okolice giełdy Londyńskiej
  takie „czwórki” jeździły po mieście. Dzisiaj tych policjantów jest w centrum Londynu 5 tyś.
 
słabej jakości zdjęcie, bo wieczorem zrobione. Jak się dobrze przyjrzeć to widać jak panowie obudowują pomnik dyktą, na dzisiejszą demonstrację.
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał


Sezon otwarty!


 Po czym można poznać, że sezon turystyczny w Londynie rozpoczął się na dobre?!
 Jak jadę obok Big Bena, albo Westminster’u i turyści „zrobią” mi więcej jak 10 zdjęć w ciągu minuty to sezon w pełni!!! Najlepiej wieczorową porą, flesze błyskają jak dla jakieś gwiazdy! Fakt, że niekiedy trochę ślepnę, ale sława… gdybym dostawał tylko po 1Ł od zdjęcia eh!
 Poza tym coraz więcej biegających nad Tamizą, to zapowiedź, iż maraton Londyński jest coraz bliżej (26 kwiecień) . Znowu kłopoty z przejazdem przez centrum i tak już mocno „rozkopanego” Londynu.
 Pozdrowienia z deszczowej Wyspy
 Michał
 p.s Jak się pisze blog dłużej jak rok, to już się człowiek obeznaje w światku blogowiczów i czyta, czyta, czyta, czyta, czyta i czasu nie ma na pisanie.

 2 Komentarze

  1. a ja bylam w coventry i go juz nie lubie! Lalo jak z cebra jak tylko oposcilismy samochod, a zanim doszlismy do katedry bylismy przemoczeni, zdjecia ze trzy byle jakie ;((((( ale w sumie to ladne miasto, znaczy sie stara jego czesc ;P
  2. Pogoda teraz w calej Europie fixuje, wiec nie ma co narzekac tylko zwiedzac z albo bez parasola.Pozdrowienia z mokrego Essen sle Jola.Ps.Braciszku z tym czytaniem blogow to przesada……..pisanie Ci lepiej wychodzi,paaaa

Konsulat Rp cd.

 

  W piątek wybraliśmy się całą rodziną do stolicy Anglii, niestety nie po to żeby podziwiać uroki Londynu, ale żeby najmłodszej zrobić paszport.
 Wyjechaliśmy skoro świt, to znaczy krótko przed ósmą. W czwartek zadzwoniłem do kolegi, który był w Konsulacie 3 tygodnie temu, żeby dowiedzieć się jak dojechać i gdzie zaparkować, aby ominąć strefę „C”. Mojego GPS-a zabrał znajomy do Polski, żeby mi tam wgrali najnowszą mapę Europy wschodniej. Musiałem więc polegać na mapie , wskazówkach Piotra i jakimś tam moim obeznaniem Londynu. Wiedziałem, że muszę dojechać do Alldgate i przed stacją metra skręcić w prawo trzymając się znaczków Ring Road. tak też zrobiłem, ale nie wiem czy kiedyś jechaliście Ring Road w Londynie, to jest całkiem coś innego niż w Europie. Wszystkie znane mi ringi na zachodzie to drogi dwu lub trzy pasmowe prowadzące dookoła miasta, drogi te na ogół są bardzo szerokie i w zasadzie z niewielką ilością zakrętów a raczej łuków. W Londynie to są ciasne niekiedy uliczki mocno powykręcane, tak że trzeba mocno wierzyć i sprawdzać znaczki czy rzeczywiście jesteśmy na ringu. Mieliśmy dojechać do miejsca gdzie będziemy już widzieć Regent’s Park. Następnie, za albo przed białym kościółkiem skręcić w prawo. Kościółek zobaczyliśmy, ale wszędzie zakaz skrętu w prawo i zawracania! Skręciliśmy w lewo! Po 10m wolne miejsce do parkowania, próbujemy. Poszedłem sprawdzić co to za ulica i ile trzeba zapłacić za postój. Ulica Park Crescent, a za postuj 7 pound za 2 godziny. Sprawdzam mapę do Konsulatu z tąd jest ok. 500m. zapłaciłem w parkomacie i pchamy wózek z Julką. Zimno jak na Syberii! Po 10 minutach sprawdzamy mapę idziemy w złym kierunku. Zawróciliśmy i po następnych 10 minutach dotarliśmy, jest piękna, duża, trzy flagi, po lewej brytyjska w środku polska i po prawej unii europejskiej. podchodzimy do pięknych dużych drzwi i tu karteczka, że wejście od jakieś innej ulicy. No właśnie zdziwiło nas że nie ma kolejki, ale pewnie przy tych drugich drzwiach to już będzie. obeszliśmy budynek z trzech możliwych stron i nic, cisza i nikogo nie ma. Postanowiłem po kolei sprawdzać na „pych” każde drzwi. Jak siłowałem się z trzecimi to do czwartych zbliżał się jakiś osobnik. Nacisnął na domofon i drzwi się otworzyły. Podszedłem do niego i pytam nienaganną angielszczyzną: czy to Ambasada RP. Pan odpowiada że tak , ale wzrokiem zatrzymuje mnie na przedostatnim schodku, pytam czy mogę wejść, ale pan jakby nie rozumie co mówię. No to się pytam czy możemy mówić po polsku? Na co pan, że tak. Pytam czy mogę wejść, bo chcę dziecku wyrobić paszport, a pan burknął że muszę pójść do Konsulatu a tu jest Ambasada. No dobra jeszcze pięć minut spacerku w ten Syberyjsko-Londyński poranek i zza zakrętu widzimy kolejkę , prawie wszyscy z małymi dziećmi. Okropieństwo! Kolejka stoi na wąskim chodniku, który przylega do ruchliwej i hałaśliwej ulicy. Budynek wygląda z daleka na biały, jednak jak się podejdzie bliżej to jest cały obdrapany i jakiś przybrudzony. Dziewczyny stanęły w kolejce a ja poszedłem zorientować się co i jak. W wejściu zagrodził mi drogę jakiś gostek, próbowałem go ominąć, ale zdecydowanie mnie nie chciał wpuścić.  Zapytałem czy ja dobrze trafiłem, czy to jest Konsulat RP, odpowiedział że tak. No to ja, że chyba jak jestem Polakiem to mogę tu wejść! Pan bardzo grzecznie zapytał co chcę załatwić i jak powiedziałem, że paszport dla dziecka to dał mi odpowiednie wnioski. Wzrok mój w pewnym momencie przykół znaczek, który miał przypięty do klapy. Zapytałem co to za znaczek, wtedy pan z wielką uprzejmością pozwolił mi podnieść klapę marynarki i przyjrzeć się znaczkowi. Niestety wzrok już nie ten więc pytam co tam jest napisane a on odpowiada że Biuro Ochrony Rządu!!! Jezu mówię BOR-owik?! Taki mały?! Mierzę gościa wzrokiem i mówię, że do BOR-u to przyjmują z 1,9m a nie takich kurdupli jak ja czy on! A pan że to prawda że nie jest wysoki, ale prawdą jest że jest BOR-owikiem i wszystko to spokojnie z uśmiechem na twarzy, pełny profesjonalizm.
Bardzo mi zaimponował taki nie duży a jakże spokojny BOR-owik!
 Po odstaniu jakieś godziny, może półtorej, weszliśmy w końcu do środka. Jakoś tak powiało komuną. Wystrój i rozmieszczenie okienek jak z lat 70-tych, jak jakiś nie duży dworzec PKS-u. Na pięć okienek otwarte tylko 2!!! Pani w okienku stara się być uprzejma, ale widać zmęczenie i napięcie. Mówi że co dziennie jakieś 300 wniosków. Odwracam się do tyłu za nami same rodziny z małymi dziećmi. W takim tempie prześcigniemy  inne nacje na Wyspie w płodzeniu dzieci!
 W okienku poszło szybko i sprawnie. Potem następne okienko, trzeba wyskoczyć z 17 funtów. No tutaj pani (grubo po 50 ) bardzo nieuprzejma. Każdego pyta czy nie mógłby zapłacić dokładnie 17 funtów a nie 20, bo ona nie ma wydać.
 Wszystko dobre co się szybko kończy?! Czy jakoś tak.
 Myślę, że gdyby otworzyć 5 okienek i kolejka byłaby znacznie mniejsza, a gdyby zabrać to znaczy przeznaczyć więcej pomieszczeń Konsula na obsługę petentów to w ogóle kolejki by nie było!!!
 Pozdrowienia ze słonecznej, ale chłodnej Wyspy
 Michał

 2 Komentarze

  1. To skandal wolajacy o pomste do nieba (do Warszawy?!?). Moi przyjaciele, bardzo porzadni, wyksztalceni ludzie (zajmujacy stanowiska managerskie w UK) postanowili starac sie o brytyjskie paszporty TYLKO I WYLACZNIE po trzech latach wizyt w polskim Konsulacie i Ambasadzie w Londynie. Tratowanie ludzi bez szacunku, jak nachalnych petentow i utrudnianie zycia (a nie ulatwianie) jest szokujace gdy porownamy z angielskim urzedem.1. Wycieczka do Londynu jest droga, a nie ma gwarancji ze w 1 dzien sie zalatwi sprawe.2. Cala rodzina musi sie stawic by zlozyc wniosek (w UK 1 rodzic wystarczy).3. Sztywne reguly dotyczace zdjec – prosze usadzic niemowlaka i powiedzec zeby sie patrzyl prosto do kamery, uszy po sobie i buzia zamknieta. I co roku /do lat 5/ to samo od nowa (!)W UK jedno zdjecie do lat 5 wystarczy i dziecko moze miec nawet zamkniete oczy!!4. Po odbior znow cala rodzina musi jechac (leciec w przypadku moich przyjaciol). Kiedy takie zmordowane dziecko jest pod Ambasada, to wszelki patriotyzm zamienia sie w zlosc na ten PRLowski system.Kiedys chcieli umierac za Polske, ale teraz nie dziwie sie moim przyjaciolom. URZEDY PRZYJAZNE LUDZIOM nie sa niestety polskojezyczne. Szkoda…

Konsulat RP.


                                 Dzisiaj parę zdjęć, jutro tekst.
                                        73 New Cavendish Street godzina 10:30
                                           inne ujęcie, to samo miejsce i ta sama godzina
                                              i jeszcze jedno ujęcie o tej samej porze
                                     to same miejsce, godzinę i piętnaście minut później
 
                          i już po wszystkim. Niecałe 2 godziny
 Pozdrowienia ze słonecznej, ale zimnej Wyspy
 Michał

 2 Komentarze

  1. No to nie bylo tak zle, a zbieraliscie sie caly rok! Julia pewnie dostanie paszport w prezencie urodzinowym!caluski z Essen,siostra J.

Pożegnanie.


                                            ROZSTAJEMY się!
 W zgodzie i przyjaźni, ale rozstajemy się.
 Agata postanowiła pisać swój blog i od tej pory jak chcecie coś młodzieżowego przeczytać, lub obejrzeć więcej zdjęć zapraszam
tutaj
 
Obiecała, że będzie dbać o wpisy na swoim blogu, będziemy sprawdzać!
 A tak powolutku, jutro jedziemy do Konsulatu zrobić najmłodszej jej pierwszy paszport. Jutro więc napiszę czy są kolejki i czy urzędnicy są uprzejmi i kompetentni czy nie.
 Pozdrowienia z zachmurzonej Wyspy

 Michał


1 Komentarz 

 wiedzma

czyli tatus bedzie sam sie rzadzil na blogu? lol ;D

Czy wiesz gdzie było Twoje dziecko w zeszły czwartek





Już nie piszą?!


 Czy ktoś wie dlaczego nie piszą, przestali, odpoczywają?
 1. Kicior 99
 2. Michał Alien
 3. Cyniczny 77
 Napiszcie może macie jakieś wiadomości?!
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy
 Michał

 4 Komentarze

  1. Powiem za siebie-trochę z braku czasu, a trochę z lenistwa. Ale już sie poprawiam.Pozdro:)

Seans filmowy

 
  Jako że obecnie przebywam na urlopie, mam trochę czasu na nadrobienie zaległości filmowych.
  Długo czekałem na film o którym słyszałem same dobre recenzje, który na 33 festiwalu polskich filmów fabularnych zgarną 4  nagrody. Za reżyserię p. Małgorzata Szumowska, za zdjęcia, za muzykę i drugoplanową rolę kobiecą.
 Niestety ja nie mogłem zdzierżyć tego dzieła i po 70 minutach wyłączyłem ( film trwa ponoć 100 min)
 Myślę, że film ten na 33 festiwalu ze względu na zbieżność w cyferkach dostał te cztery nagrody! Choć rzeczywiście zdjęcia i po części gra aktorska była na wysokim poziomie, czego o muzyce, która lekko przeszkadzała nie można powiedzieć. Na mnie najgorsze wrażenie wywarły dwie rzeczy. Dźwięk, nie wiem czy zamierzeniem pani reżyser było aby śpiew ptaków, zamykanie się drzwi windy, przejeżdżający tramwaj były lepiej słyszalne niż dialog, który był gdzieś w tle. Muzyka tak chwalona przez krytyków a tak przeszkadzająca w odbiorze. Te dudnienia jakieś wariacje jak na festiwalu ” Warszawska Jesień ” I do tego te gaśnięcie obrazu na 5 10 sekund, makabra.
 Uwielbiam i mam ogromny sentyment do polskich filmów, ale to było straszne, może dlatego że w koprodukcji (słownik mnie poprawił, chciałem napisać kooprodukcji? ) z Niemcami?!
 Ale drugi film, który też powstał w koprodukcji, tyle że Polsko-Rosyjskiej ” Mała Moskwa ” i na tym samym 33 festiwalu zdobył „tylko” dwie nagrody: jako najlepszy film i pierwszoplanową rolę kobiecą podobał mi się bardzo. Tutaj muzyka jakby dopowiadała tego czego i tak świetne zdjęcia nie były w stanie pokazać, to był wspaniały film na piątkę, na pięć nagród!!! Myślę, że jurorzy 33 festiwalu zażartowali  z publiczności, te magiczne 33.
 I ostatni film jaki miałem okazję oglądnąć to ” Tajne przez poufne ” z gwiazdorską obsadą, George Clooney, Brad Pitt, John Malkovich. A do tego bracia Coen, jako scenarzyści i reżyserzy w jednym! Nie wiem czy wersja kinowa też była tak tłumaczona, ale gdyby wszystkie fuck i shit zastąpić brzęczkiem, to tylko słychać byłoby biiiiiiiiiiib i nic więcej.
 Znakomicie pokazane amerykańskie służby bezpieczeństwa, które tutaj jawią się nam jako te agencje tuszujące wiele  ważnych spraw. Nie ważne za jaką cenę, byleby szybko umorzyć sprawę i mieć święty spokój.
 Polecam gorąco te dwa ostatnie filmy.
 pozdrowienia ze słonecznej Wyspy 

  Michał

Naprawa komputera


 Jak widać poniżej udało się w tempie ekspresowym naprawić komputer!!! Tajemnica tkwi w 6.99 funta (funtów)  miesięcznie.
 Otóż przy zakupie sprzętu dwa i pół roku temu, pan sprzedawca zaproponował ubezpieczenie na wypadek, gdyby sprzęt się zepsuł. Kwota ubezpieczenia to 6.99 na miesiąc, a że miał dar przekonywania, a kwota nie była duża (znając moje możliwości grzebania w komputerze)  przystałem na to. Po  20 miesiącach, czyli po jakiś 140 funtach komputer się zepsuł! Miałem jakiś telefon czynny 24 godz. na dobę to spróbowałem zadzwonić. Oczywiście najpierw procedura opcji: naciśnij 2, naciśnij 5, naciśnij 1, ale w końcu żywy człowiek. „Naprawiacz” poprosił o wykonanie wielu czynności i próbowałem tak przez pół godziny (telefon bezpłatny), niestety nie pomogło. Następnego dnia zawiozłem sprzęt do punktu serwisowego, gdzie powiedziano mi, że za dwa dni powinni to naprawić. Dziesięć razy pytałem czy coś płacę, odpowiedź była, że nic! Za dwa dni zadzwonili, że padł twardy dysk i że trzeba to skądś sprowadzić i że to potrwa z tydzień, znowu pytam czy ja coś płacę, bo twardy dysk to już jakiś pieniądz, odpowiedź: nic! Rzeczywiście po 2 tygodniach sprzęt naprawiony, nie zapłaciłem ani pensa! Teraz kiedy zepsuł się drugi raz tak po około 210 funtach, udało się go naprawić telefonicznie (dora lekcja angielskiego). Pozdrawiam „naprawiacza” i chylę czoło przed jego cierpliwością.
 Pozdrowienia ze słonecznej Wyspy

 Michał