środa, 10 stycznia 2018

Konsulat Rp cd.

 

  W piątek wybraliśmy się całą rodziną do stolicy Anglii, niestety nie po to żeby podziwiać uroki Londynu, ale żeby najmłodszej zrobić paszport.
 Wyjechaliśmy skoro świt, to znaczy krótko przed ósmą. W czwartek zadzwoniłem do kolegi, który był w Konsulacie 3 tygodnie temu, żeby dowiedzieć się jak dojechać i gdzie zaparkować, aby ominąć strefę „C”. Mojego GPS-a zabrał znajomy do Polski, żeby mi tam wgrali najnowszą mapę Europy wschodniej. Musiałem więc polegać na mapie , wskazówkach Piotra i jakimś tam moim obeznaniem Londynu. Wiedziałem, że muszę dojechać do Alldgate i przed stacją metra skręcić w prawo trzymając się znaczków Ring Road. tak też zrobiłem, ale nie wiem czy kiedyś jechaliście Ring Road w Londynie, to jest całkiem coś innego niż w Europie. Wszystkie znane mi ringi na zachodzie to drogi dwu lub trzy pasmowe prowadzące dookoła miasta, drogi te na ogół są bardzo szerokie i w zasadzie z niewielką ilością zakrętów a raczej łuków. W Londynie to są ciasne niekiedy uliczki mocno powykręcane, tak że trzeba mocno wierzyć i sprawdzać znaczki czy rzeczywiście jesteśmy na ringu. Mieliśmy dojechać do miejsca gdzie będziemy już widzieć Regent’s Park. Następnie, za albo przed białym kościółkiem skręcić w prawo. Kościółek zobaczyliśmy, ale wszędzie zakaz skrętu w prawo i zawracania! Skręciliśmy w lewo! Po 10m wolne miejsce do parkowania, próbujemy. Poszedłem sprawdzić co to za ulica i ile trzeba zapłacić za postój. Ulica Park Crescent, a za postuj 7 pound za 2 godziny. Sprawdzam mapę do Konsulatu z tąd jest ok. 500m. zapłaciłem w parkomacie i pchamy wózek z Julką. Zimno jak na Syberii! Po 10 minutach sprawdzamy mapę idziemy w złym kierunku. Zawróciliśmy i po następnych 10 minutach dotarliśmy, jest piękna, duża, trzy flagi, po lewej brytyjska w środku polska i po prawej unii europejskiej. podchodzimy do pięknych dużych drzwi i tu karteczka, że wejście od jakieś innej ulicy. No właśnie zdziwiło nas że nie ma kolejki, ale pewnie przy tych drugich drzwiach to już będzie. obeszliśmy budynek z trzech możliwych stron i nic, cisza i nikogo nie ma. Postanowiłem po kolei sprawdzać na „pych” każde drzwi. Jak siłowałem się z trzecimi to do czwartych zbliżał się jakiś osobnik. Nacisnął na domofon i drzwi się otworzyły. Podszedłem do niego i pytam nienaganną angielszczyzną: czy to Ambasada RP. Pan odpowiada że tak , ale wzrokiem zatrzymuje mnie na przedostatnim schodku, pytam czy mogę wejść, ale pan jakby nie rozumie co mówię. No to się pytam czy możemy mówić po polsku? Na co pan, że tak. Pytam czy mogę wejść, bo chcę dziecku wyrobić paszport, a pan burknął że muszę pójść do Konsulatu a tu jest Ambasada. No dobra jeszcze pięć minut spacerku w ten Syberyjsko-Londyński poranek i zza zakrętu widzimy kolejkę , prawie wszyscy z małymi dziećmi. Okropieństwo! Kolejka stoi na wąskim chodniku, który przylega do ruchliwej i hałaśliwej ulicy. Budynek wygląda z daleka na biały, jednak jak się podejdzie bliżej to jest cały obdrapany i jakiś przybrudzony. Dziewczyny stanęły w kolejce a ja poszedłem zorientować się co i jak. W wejściu zagrodził mi drogę jakiś gostek, próbowałem go ominąć, ale zdecydowanie mnie nie chciał wpuścić.  Zapytałem czy ja dobrze trafiłem, czy to jest Konsulat RP, odpowiedział że tak. No to ja, że chyba jak jestem Polakiem to mogę tu wejść! Pan bardzo grzecznie zapytał co chcę załatwić i jak powiedziałem, że paszport dla dziecka to dał mi odpowiednie wnioski. Wzrok mój w pewnym momencie przykół znaczek, który miał przypięty do klapy. Zapytałem co to za znaczek, wtedy pan z wielką uprzejmością pozwolił mi podnieść klapę marynarki i przyjrzeć się znaczkowi. Niestety wzrok już nie ten więc pytam co tam jest napisane a on odpowiada że Biuro Ochrony Rządu!!! Jezu mówię BOR-owik?! Taki mały?! Mierzę gościa wzrokiem i mówię, że do BOR-u to przyjmują z 1,9m a nie takich kurdupli jak ja czy on! A pan że to prawda że nie jest wysoki, ale prawdą jest że jest BOR-owikiem i wszystko to spokojnie z uśmiechem na twarzy, pełny profesjonalizm.
Bardzo mi zaimponował taki nie duży a jakże spokojny BOR-owik!
 Po odstaniu jakieś godziny, może półtorej, weszliśmy w końcu do środka. Jakoś tak powiało komuną. Wystrój i rozmieszczenie okienek jak z lat 70-tych, jak jakiś nie duży dworzec PKS-u. Na pięć okienek otwarte tylko 2!!! Pani w okienku stara się być uprzejma, ale widać zmęczenie i napięcie. Mówi że co dziennie jakieś 300 wniosków. Odwracam się do tyłu za nami same rodziny z małymi dziećmi. W takim tempie prześcigniemy  inne nacje na Wyspie w płodzeniu dzieci!
 W okienku poszło szybko i sprawnie. Potem następne okienko, trzeba wyskoczyć z 17 funtów. No tutaj pani (grubo po 50 ) bardzo nieuprzejma. Każdego pyta czy nie mógłby zapłacić dokładnie 17 funtów a nie 20, bo ona nie ma wydać.
 Wszystko dobre co się szybko kończy?! Czy jakoś tak.
 Myślę, że gdyby otworzyć 5 okienek i kolejka byłaby znacznie mniejsza, a gdyby zabrać to znaczy przeznaczyć więcej pomieszczeń Konsula na obsługę petentów to w ogóle kolejki by nie było!!!
 Pozdrowienia ze słonecznej, ale chłodnej Wyspy
 Michał

 2 Komentarze

  1. To skandal wolajacy o pomste do nieba (do Warszawy?!?). Moi przyjaciele, bardzo porzadni, wyksztalceni ludzie (zajmujacy stanowiska managerskie w UK) postanowili starac sie o brytyjskie paszporty TYLKO I WYLACZNIE po trzech latach wizyt w polskim Konsulacie i Ambasadzie w Londynie. Tratowanie ludzi bez szacunku, jak nachalnych petentow i utrudnianie zycia (a nie ulatwianie) jest szokujace gdy porownamy z angielskim urzedem.1. Wycieczka do Londynu jest droga, a nie ma gwarancji ze w 1 dzien sie zalatwi sprawe.2. Cala rodzina musi sie stawic by zlozyc wniosek (w UK 1 rodzic wystarczy).3. Sztywne reguly dotyczace zdjec – prosze usadzic niemowlaka i powiedzec zeby sie patrzyl prosto do kamery, uszy po sobie i buzia zamknieta. I co roku /do lat 5/ to samo od nowa (!)W UK jedno zdjecie do lat 5 wystarczy i dziecko moze miec nawet zamkniete oczy!!4. Po odbior znow cala rodzina musi jechac (leciec w przypadku moich przyjaciol). Kiedy takie zmordowane dziecko jest pod Ambasada, to wszelki patriotyzm zamienia sie w zlosc na ten PRLowski system.Kiedys chcieli umierac za Polske, ale teraz nie dziwie sie moim przyjaciolom. URZEDY PRZYJAZNE LUDZIOM nie sa niestety polskojezyczne. Szkoda…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz