W piątek wybraliśmy
się całą rodziną do stolicy Anglii, niestety nie po to żeby podziwiać
uroki Londynu, ale żeby najmłodszej zrobić paszport.
Wyjechaliśmy
skoro świt, to znaczy krótko przed ósmą. W czwartek zadzwoniłem do
kolegi, który był w Konsulacie 3 tygodnie temu, żeby dowiedzieć się jak
dojechać i gdzie zaparkować, aby ominąć strefę „C”. Mojego GPS-a zabrał
znajomy do Polski, żeby mi tam wgrali najnowszą mapę Europy wschodniej.
Musiałem więc polegać na mapie , wskazówkach Piotra i jakimś tam moim
obeznaniem Londynu. Wiedziałem, że muszę dojechać do Alldgate i przed
stacją metra skręcić w prawo trzymając się znaczków Ring Road. tak też
zrobiłem, ale nie wiem czy kiedyś jechaliście Ring Road w Londynie, to
jest całkiem coś innego niż w Europie. Wszystkie znane mi ringi na
zachodzie to drogi dwu lub trzy pasmowe prowadzące dookoła miasta, drogi
te na ogół są bardzo szerokie i w zasadzie z niewielką ilością zakrętów
a raczej łuków. W Londynie to są ciasne niekiedy uliczki mocno
powykręcane, tak że trzeba mocno wierzyć i sprawdzać znaczki czy
rzeczywiście jesteśmy na ringu. Mieliśmy dojechać do miejsca gdzie
będziemy już widzieć Regent’s Park. Następnie, za albo przed białym
kościółkiem skręcić w prawo. Kościółek zobaczyliśmy, ale wszędzie zakaz
skrętu w prawo i zawracania! Skręciliśmy w lewo! Po 10m wolne miejsce do
parkowania, próbujemy. Poszedłem sprawdzić co to za ulica i ile trzeba
zapłacić za postój. Ulica Park Crescent, a za postuj 7 pound za 2
godziny. Sprawdzam mapę do Konsulatu z tąd jest ok. 500m. zapłaciłem w
parkomacie i pchamy wózek z Julką. Zimno jak na Syberii! Po 10 minutach
sprawdzamy mapę idziemy w złym kierunku. Zawróciliśmy i po następnych 10
minutach dotarliśmy, jest piękna, duża, trzy flagi, po lewej brytyjska w
środku polska i po prawej unii europejskiej. podchodzimy do pięknych
dużych drzwi i tu karteczka, że wejście od jakieś innej ulicy. No
właśnie zdziwiło nas że nie ma kolejki, ale pewnie przy tych drugich
drzwiach to już będzie. obeszliśmy budynek z trzech możliwych stron i
nic, cisza i nikogo nie ma. Postanowiłem po kolei sprawdzać na „pych”
każde drzwi. Jak siłowałem się z trzecimi to do czwartych zbliżał się
jakiś osobnik. Nacisnął na domofon i drzwi się otworzyły. Podszedłem do
niego i pytam nienaganną angielszczyzną: czy to Ambasada RP. Pan
odpowiada że tak , ale wzrokiem zatrzymuje mnie na przedostatnim
schodku, pytam czy mogę wejść, ale pan jakby nie rozumie co mówię. No to
się pytam czy możemy mówić po polsku? Na co pan, że tak. Pytam czy mogę
wejść, bo chcę dziecku wyrobić paszport, a pan burknął że muszę pójść
do Konsulatu a tu jest Ambasada. No dobra jeszcze pięć minut spacerku w
ten Syberyjsko-Londyński poranek i zza zakrętu widzimy kolejkę , prawie
wszyscy z małymi dziećmi. Okropieństwo! Kolejka stoi na wąskim chodniku,
który przylega do ruchliwej i hałaśliwej ulicy. Budynek wygląda z
daleka na biały, jednak jak się podejdzie bliżej to jest cały obdrapany i
jakiś przybrudzony. Dziewczyny stanęły w kolejce a ja poszedłem
zorientować się co i jak. W wejściu zagrodził mi drogę jakiś gostek,
próbowałem go ominąć, ale zdecydowanie mnie nie chciał wpuścić.
Zapytałem czy ja dobrze trafiłem, czy to jest Konsulat RP, odpowiedział
że tak. No to ja, że chyba jak jestem Polakiem to mogę tu wejść! Pan
bardzo grzecznie zapytał co chcę załatwić i jak powiedziałem, że
paszport dla dziecka to dał mi odpowiednie wnioski. Wzrok mój w pewnym
momencie przykół znaczek, który miał przypięty do klapy. Zapytałem co to
za znaczek, wtedy pan z wielką uprzejmością pozwolił mi podnieść klapę
marynarki i przyjrzeć się znaczkowi. Niestety wzrok już nie ten więc
pytam co tam jest napisane a on odpowiada że Biuro Ochrony Rządu!!! Jezu
mówię BOR-owik?! Taki mały?! Mierzę gościa wzrokiem i mówię, że do
BOR-u to przyjmują z 1,9m a nie takich kurdupli jak ja czy on! A pan że
to prawda że nie jest wysoki, ale prawdą jest że jest BOR-owikiem i
wszystko to spokojnie z uśmiechem na twarzy, pełny profesjonalizm. Bardzo mi zaimponował taki nie duży a jakże spokojny BOR-owik!
Po
odstaniu jakieś godziny, może półtorej, weszliśmy w końcu do środka.
Jakoś tak powiało komuną. Wystrój i rozmieszczenie okienek jak z lat
70-tych, jak jakiś nie duży dworzec PKS-u. Na pięć okienek otwarte tylko
2!!! Pani w okienku stara się być uprzejma, ale widać zmęczenie i
napięcie. Mówi że co dziennie jakieś 300 wniosków. Odwracam się do tyłu
za nami same rodziny z małymi dziećmi. W takim tempie prześcigniemy
inne nacje na Wyspie w płodzeniu dzieci!
W
okienku poszło szybko i sprawnie. Potem następne okienko, trzeba
wyskoczyć z 17 funtów. No tutaj pani (grubo po 50 ) bardzo nieuprzejma.
Każdego pyta czy nie mógłby zapłacić dokładnie 17 funtów a nie 20, bo
ona nie ma wydać.
Wszystko dobre co się szybko kończy?! Czy jakoś tak.
Myślę,
że gdyby otworzyć 5 okienek i kolejka byłaby znacznie mniejsza, a gdyby
zabrać to znaczy przeznaczyć więcej pomieszczeń Konsula na obsługę
petentów to w ogóle kolejki by nie było!!!
Pozdrowienia ze słonecznej, ale chłodnej Wyspy
Michał
2 Komentarze
- czyli taki maly kawalek polski na ziemi brytyjskiej;P
-
To skandal wolajacy o pomste do nieba (do Warszawy?!?). Moi przyjaciele, bardzo porzadni, wyksztalceni ludzie (zajmujacy stanowiska managerskie w UK) postanowili starac sie o brytyjskie paszporty TYLKO I WYLACZNIE po trzech latach wizyt w polskim Konsulacie i Ambasadzie w Londynie. Tratowanie ludzi bez szacunku, jak nachalnych petentow i utrudnianie zycia (a nie ulatwianie) jest szokujace gdy porownamy z angielskim urzedem.1. Wycieczka do Londynu jest droga, a nie ma gwarancji ze w 1 dzien sie zalatwi sprawe.2. Cala rodzina musi sie stawic by zlozyc wniosek (w UK 1 rodzic wystarczy).3. Sztywne reguly dotyczace zdjec – prosze usadzic niemowlaka i powiedzec zeby sie patrzyl prosto do kamery, uszy po sobie i buzia zamknieta. I co roku /do lat 5/ to samo od nowa (!)W UK jedno zdjecie do lat 5 wystarczy i dziecko moze miec nawet zamkniete oczy!!4. Po odbior znow cala rodzina musi jechac (leciec w przypadku moich przyjaciol). Kiedy takie zmordowane dziecko jest pod Ambasada, to wszelki patriotyzm zamienia sie w zlosc na ten PRLowski system.Kiedys chcieli umierac za Polske, ale teraz nie dziwie sie moim przyjaciolom. URZEDY PRZYJAZNE LUDZIOM nie sa niestety polskojezyczne. Szkoda…