środa, 2 marca 2011

Przedszkole

Jakieś 2 miesiące temu byliśmy z Julą w przedszkolu, do którego być może we wrześniu będzie Jula chodzić. Procedura jest taka, że najpierw jest trochę papierków, potem jest trochę papierków a na koniec jest "lista oczekujących". Pewnie we wrześniu będziemy wiedzieć więcej. Jula będzie chodziła (może) na dwie albo trzy godziny dziennie, to jest bezpłatnie, a gdybyśmy chcieli zostawić ją dłużej to trzeba zapłacić. A koszt jest nie mały, ale jeszcze nie wiem dokładnie ile, więc nie będę pisał, chociaż jeżeli oboje rodziców pracuje to rząd "kawałek" tej kasy zwraca.
 Kiedy tak chodziliśmy po przedszkolnym placu zabaw, zjawiła się jakaś miła pani i stanowczym tonem oznajmiła nam że tutaj nie wolno przebywać. Powiedziałem że chciałem pokazać dziecku gdzie być może będzie się bawić jak się dostanie do tego przedszkola, na co pani zaproponowała że nas trochę oprowadzi. Weszliśmy do środka gdzie akurat dzieci piły z kubków mleko i jadły jakieś ciastka, Julce się bardzo podobało. Pani zapytała czy Jula mówi po angielsku i gdy dowiedziała się że nie koniecznie to szybko powiedziała że to nie problem, że mają tam już trójkę dzieci z Polski i jeszcze parę z innych krajów. Pomyślałem sobie w Polsce nie do pomyślenia !!! Wyobraźcie sobie taką sytuację: Angielskie małżeństwo pracujące na kontrakcie w Polsce prowadzi swoje dziecko do zwykłego przedszkola! Dziecko mówi tylko po angielsku, panie przedszkolanki mówią tylko po polsku. Nie do pomyślenia żeby takie dziecko przyjęto, po prostu kosmos. I tu się myliłem! Pomyślałem że zrobię mały eksperyment, że zadzwonię do kuratorium oświaty i zapytam się jak to załatwić, żeby dziecko które mówi tylko po angielsku przyjęto do zwykłego przedszkola. Pani urzędniczka w ogóle nie była zdziwiona, powiedziała że jeżeli to nam czyli rodzicom nie przeszkadza to nie ma przeszkód proszę znaleźć przedszkole i zapisać dziecko! Szok, pomyślałem i zaraz wymyśliłem, że jak urzędnik to się nie zna i może nie zrozumiała, więc postanowiłem zadzwonić do wybranego losowo przedszkola we Wrocławiu z tą samą sprawą. I tu znowu szok, pani dyrektor mówi że nie ma problemu, że zapisy zaczynają się chyba w kwietniu i że można zapisać dziecko przez stronkę w internecie a potem będzie lista przyjętych i oczekujących, szok. EUROPA!!!
 Pozdrowienia ze słonecznej ale i chłodnej Wyspy
 Michał

1 komentarz:

  1. Zgadza się, mam na mysli przedszkole w Warszawie. W roku 2008, były tu przejazdem moje wnuczęta, które wpradzie akceptuja język polski, ale nie bardzo potrafią się w nim porozumieć. Był poczatek czerwca, czyli koniec roku niedaleko, prócz tego chodziło tylko o dwa tygodnie, ale ani w przedszkolu państwowym ani prywatnym (Montessori), nie było problemu. W rezultacie Feliks wylądował w Montessori.

    OdpowiedzUsuń