Jestem na Wyspie przeszło 3 lata i przez cały ten
czas tylko porównuje. Co prawda w różnym czasie są różne porównania,
niemniej jednak ciągle porównuje!!!
Porównania zaczęły się jak tylko wylądowaliśmy „na lewej stronie”, porównywaliśmy czystość na ulicy i życzliwość autochtonów. Jednym z pierwszych porównań było porównywanie cen w sklepach po przeliczeniu na złotówki. Potem doszły opłaty za dom, ciągle jeszcze przeliczane na złotówki. Następnie zarobki i ceny samochodów. Z biegiem czasu porównywanie cen i zarobków dla mnie, który postanowił nie wracać do Polski, przestały być zajmujące. Zwłaszcza że funt tak zdołował. Nastąpiła jakby druga faza porównań. Zacząłem porównywać warunki pracy, relacje szef-pracownik, korzystanie ze służby zdrowia, pierwszy ja rodziłem, co prawda tylko kamyczka ale lekko nie było, teraz Kasia urodzi Julkę. Porównywanie pracy urzędników, załatwiamy wszystkie sprawy z wyjątkiem NIN, nie wychodząc z domu, listownie albo telefonicznie, bądź przez internet. Wreszcie porównywanie pracy policji, dostałem pierwszy mandat. I na koniec chyba najmniej przyjemne porównywanie zachowań rodaków. Ciągle też porównuje Anglików do wcześniej poznanych mi nacji: Włochów, Niemców, Czechów, Gruzinów, Rosjan i Katalończyków.
Większość porównań wychodzi na korzyść Anglii. Niemniej jednak są gdzie nie gdzie takie zadry, takie rzeczy do których nie wiem czy się przyzwyczaję. Może dlatego myślę o emigracji na Antypody?
Moje porównywanie zmienia się z każdym rokiem, widzę więcej, rozumiem więcej. Jakby zaczynam pasować do tych puzzli.
Myślę że najważniejsze to określić plan działania, co chcemy osiągnąć, czy zostajemy, czy wracamy? Jak wracamy to za jaki czas. Wbrew pozorom określenie czy za rok, czy za 5 lat jest bardzo ważne i pomaga mniej boleśnie przeżyć emigrację. Myślę że czytanie blogów też daje pewne poparcie duchowe, są blogi pesymistyczne i optymistyczne, ale nasze osobiste obserwacje pozwolą weryfikować, wyciągnąć te prawdziwe wnioski, które pomogą iść do przodu.
Ale smutno, a wcale nie mam takiego nastroju. Nie wiem skąd taki temat?! Może to wreszcie to spowolnienie, bo w końcu wracam do normalnych godzin w pracy, teraz szefowa dorwała dwóch innych którzy robią za pięciu. Myślę że za miesiąc ktoś w końcu się przyjmie do nas i będzie luźniej!
Pozdrowienia z pochmurnej Wyspy
Michał
5 Komentarze
Porównania zaczęły się jak tylko wylądowaliśmy „na lewej stronie”, porównywaliśmy czystość na ulicy i życzliwość autochtonów. Jednym z pierwszych porównań było porównywanie cen w sklepach po przeliczeniu na złotówki. Potem doszły opłaty za dom, ciągle jeszcze przeliczane na złotówki. Następnie zarobki i ceny samochodów. Z biegiem czasu porównywanie cen i zarobków dla mnie, który postanowił nie wracać do Polski, przestały być zajmujące. Zwłaszcza że funt tak zdołował. Nastąpiła jakby druga faza porównań. Zacząłem porównywać warunki pracy, relacje szef-pracownik, korzystanie ze służby zdrowia, pierwszy ja rodziłem, co prawda tylko kamyczka ale lekko nie było, teraz Kasia urodzi Julkę. Porównywanie pracy urzędników, załatwiamy wszystkie sprawy z wyjątkiem NIN, nie wychodząc z domu, listownie albo telefonicznie, bądź przez internet. Wreszcie porównywanie pracy policji, dostałem pierwszy mandat. I na koniec chyba najmniej przyjemne porównywanie zachowań rodaków. Ciągle też porównuje Anglików do wcześniej poznanych mi nacji: Włochów, Niemców, Czechów, Gruzinów, Rosjan i Katalończyków.
Większość porównań wychodzi na korzyść Anglii. Niemniej jednak są gdzie nie gdzie takie zadry, takie rzeczy do których nie wiem czy się przyzwyczaję. Może dlatego myślę o emigracji na Antypody?
Moje porównywanie zmienia się z każdym rokiem, widzę więcej, rozumiem więcej. Jakby zaczynam pasować do tych puzzli.
Myślę że najważniejsze to określić plan działania, co chcemy osiągnąć, czy zostajemy, czy wracamy? Jak wracamy to za jaki czas. Wbrew pozorom określenie czy za rok, czy za 5 lat jest bardzo ważne i pomaga mniej boleśnie przeżyć emigrację. Myślę że czytanie blogów też daje pewne poparcie duchowe, są blogi pesymistyczne i optymistyczne, ale nasze osobiste obserwacje pozwolą weryfikować, wyciągnąć te prawdziwe wnioski, które pomogą iść do przodu.
Ale smutno, a wcale nie mam takiego nastroju. Nie wiem skąd taki temat?! Może to wreszcie to spowolnienie, bo w końcu wracam do normalnych godzin w pracy, teraz szefowa dorwała dwóch innych którzy robią za pięciu. Myślę że za miesiąc ktoś w końcu się przyjmie do nas i będzie luźniej!
Pozdrowienia z pochmurnej Wyspy
Michał
5 Komentarze
~Emigranci
Rzeczywiscie przygnebiajacy tekst jak
na ”funny..” blog;)Jednak jedyna linijka do ktorej nie odmowie sobie
komentarza to rada aby okreslic sobie dlugosc pobytu.Nie sadze aby to
mialo jakiekolwiek znaczenie.Zdarzylo nam sie wyjezdzac kilk razy i
zakladany okres bardzo szybko ulegal zmianie;) wiec trudno narzucac
sobie ramy czasowe bo to co nas spotka w danym kraju pozstaje dla nas
niespodzianka…Mysle ze o wiele wazniejsze byloby nieustanne
przypominanie sobie ze wybieramy sie do kraju ktory juz ma swoja kulture
i jego mieszkancy beda nas goscic wedlug swoich zasad;) mamy prawo
zachowac swoja odrebosc ale nie narzucajmy innym kulurom naszej nawet
jezeli uwazamy ze jest najlepsza,najbardziej higieniczna itd.Nie lubie
czytac o angolach i irolach bo to zwyczajna nietolerancja i to w ich
wlasnym domu.
-
Ja właśnie o tym. Jesteśmy gośćmi tutaj i nie wyobrażam sobie obrażania gospodarza!!! Piszę że łatwiej znieść emigrację jak się określi czas, bo wiem że wracam, że nie zostanę tutaj na stałe. Natomiast określenie czasu to tak jak z marzeniami, mogą się spełnić albo nie, ale dobrze je mieć!!! Pozdrawiam cieplutko z Newmarket’u Michał
-
Obawiam sie ze to ”nie zostane tutaj dlugo” calkiem czesto powoduje niezbyt eleganckie zachowania przede wszystkim niechec do nauki jezyka ktora oporni nazywaja ”zasmiecaniem sobie twardego dysku” ;)… Uwazam ze zamiast koncentrowac sie na kwestiach mniej istotnych (jaka jest moim zdaniem ustalanie okresu na jaki emigrujemy) o wiele cenniejsze byloby dokladne poznanie odmiennosci kultury miejsca w ktorym sie znalezlismy gdyz ”podroze ksztalca” a tak niewielu emigrantow z tej mozliwosci korzysta.Pozdrawiam z Zielonej Wyspy ktorej wciaz sie ucze:)
-
katalonczycy to nie nacja…..nie ma
takiego panstwa katalonia…jest hiszpania a katalonia jest kraina
historyczna…poza tym nie ma zadnych roznic w zachowaniu katalonczyka i
hiszpana…oni siebie nawzajem nie lubia co nie zmienia faktu ze maja taki
sam temperament…..
Nacja to naród – naród nie musi mieć
swojego państwa. Polacy nie mieli państwowości, a narodem byli i
pozostają. Katalończycy oczywiście różnią się od reszty obywateli
Hiszpanii (pamiętajmy, że w Hiszpanii mieszkają także np. Baskowie i
Galisyjczycy). Mają wlasny język, kilkustetletnią literaturę i co tam
jeszcze chcesz (lacznie z parlamentem, rządem, telewizją czy prasą).
Jeśli tego nie widać, to znaczy, że źle się przyglądasz…