W najlepszej sytuacji był Leszek. On też miał w
Coventry paru znajomych w TWM i oni załatwili mu Coventry na 300%!!!
Zanim się zorientowaliśmy to już Leszek wraz ze swoim „cieniem”
Mareczkiem byli zapisani do Coventry. Pozostało 28 chłopa i cztery
miejsca!!! Ja wraz z Jackiem,który mi pożyczył kasę (swoją zostawiłem w
domu, źle się spakowałem!!!) byliśmy za słabi żeby się przebić.
Wpadliśmy na pomysł i zwerbowaliśmy „bliźniaków” do przepchania kolejki.
„Bliźniacy wcale nie byli braćmi, nawet nie byli z jednego miasta,
ksywę dostali później. Dlaczego? O tym później.
Jakoś się udało! Jedziemy do Coventry. To od Birmingham około 45min. samochodem.Wjeżdżamy do miasta, mijając w miarę ładne i duże wille, ale im bliżej centrum, tym brzydziej i brudniej! Wiózł nas jeden z kierowców TWM swoim prywatnym samochodem. Siedzieliśmy jak sardynki, nasza szóstka wraz z bagażami. Dojechaliśmy!!! Coventry ulica Gulson chyba 122. No z zewnątrz ruina! Był to przed ostatni szeregowiec, w szeregu było chyba ze trzydzieści. Na ulicy stały śmietniki przy każdym domu, w takim małym ogródeczku 2m na 1m. Weszliśmy do środka przez wąski korytarz, zaraz po lewej to pokój Leszka i Mareczka, dalej prosto szło się do dużego pokoju gościnnego i dalej do maleńkiej kuchni. Z kuchni wychodziło się na zewnątrz do coś jakby ogródka i do łazienki.
Z tego korytarza prowadziły też strome schody na piętro, gdzie po lewej mieszkali „bliźniacy” a po prawej ja z Jackiem. Jeszcze wyżej mieliśmy lokatora imieniem Mike z Irlandii. Za pokój jednoosobowy, w którym mieszkaliśmy po dwóch, płaciliśmy po 35L tygodniowo każdy. Czyli za dom bez Irlandczyka wychodziło 840L. Rozbój w biały dzień!!! Ale wtedy nie myśleliśmy że można taniej. Dzielnica była nieciekawa, bliskość stadionu piłkarskiego drugoligowego Coventry, też pogłębiała tylko negatywną opinię o Anglikach. W Angli mecze piłkarskie są trzy, cztery razy w tygodniu, prawie przez okrągły rok!!!
Jakoś się udało! Jedziemy do Coventry. To od Birmingham około 45min. samochodem.Wjeżdżamy do miasta, mijając w miarę ładne i duże wille, ale im bliżej centrum, tym brzydziej i brudniej! Wiózł nas jeden z kierowców TWM swoim prywatnym samochodem. Siedzieliśmy jak sardynki, nasza szóstka wraz z bagażami. Dojechaliśmy!!! Coventry ulica Gulson chyba 122. No z zewnątrz ruina! Był to przed ostatni szeregowiec, w szeregu było chyba ze trzydzieści. Na ulicy stały śmietniki przy każdym domu, w takim małym ogródeczku 2m na 1m. Weszliśmy do środka przez wąski korytarz, zaraz po lewej to pokój Leszka i Mareczka, dalej prosto szło się do dużego pokoju gościnnego i dalej do maleńkiej kuchni. Z kuchni wychodziło się na zewnątrz do coś jakby ogródka i do łazienki.
Z tego korytarza prowadziły też strome schody na piętro, gdzie po lewej mieszkali „bliźniacy” a po prawej ja z Jackiem. Jeszcze wyżej mieliśmy lokatora imieniem Mike z Irlandii. Za pokój jednoosobowy, w którym mieszkaliśmy po dwóch, płaciliśmy po 35L tygodniowo każdy. Czyli za dom bez Irlandczyka wychodziło 840L. Rozbój w biały dzień!!! Ale wtedy nie myśleliśmy że można taniej. Dzielnica była nieciekawa, bliskość stadionu piłkarskiego drugoligowego Coventry, też pogłębiała tylko negatywną opinię o Anglikach. W Angli mecze piłkarskie są trzy, cztery razy w tygodniu, prawie przez okrągły rok!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz